baner
Dzienniki / Chiny 2011 / Dzien 1

23/24/25.04.2011 - Warszawa - Moskwa - Szanghaj

w koncu doczekalem sie kolejnej wyprawy. Mam nadzieje ze wy drodzy czytelnicy czekaliscie na ten moment rownie niecierpliwie :). Dnia 23.04.2011 o godzinie 17:30 stawilem sie na warszawskim Okeciu. Walnelem browar w jednej z knajp w celu zlagodzenia skutkow wczorajszego picia. Zaraz po przejsciu przez odprawe poczulem sie jak w niebie. Juz sam klimat lotniska wywoluje usmiech na mojej twarzy. Juz czuje ze gdzies jade, przemieszczam sie i zostawiam wszystko za soba.

Wybor znow padl na Aeroflot, no ale co zrobic jezeli maja najkorzystniejsze cenowo polaczenia. Lot do Moskwy minal dosc przyjemnie. Moskwa noca ogladana z lotu ptaka wyglada naprawde okazale. Poniewaz tym razem najpierw wybralem termin urlopu a potem kupowalem bilet, efekt jest taki ze czas oczekiwania pomiedzy samolotami to 12h na brzydkim i nudnym moskiewskim lotnisku. No ale coz, trzeba sie troche poswiecic jak chce sie latac tanio. Przy wejsciu na lotnisko, odebrano mi wode (kupiona na okeckim duty free), zakup nowej na lotnisku to koszt od 2 do 4 euro. Cale szczescie udalo mi sie zalapac na niezla miejscowke. Mam kontakt i laweczke do lezenia. Luksusu nie ma ale moglo byc gorzej. Do tego mam kolezanke polke, ktora czeka na ten sam lot. Pelni szczescia dopelnia dostep do internetu i dlugie rozmowy na gg :).

.

Po kilku godzinach moja miejscowka przestaje byc "luksusowa" i przerwy pomiedzy siedzeniami wbijaja mi sie w co sie tylko da. Ostatecznie udalo mi sie nawet przespac kilka godzin. W tym roku te 12h minelo mi przyjemniej niz 8h w poprzednim, ale to chyba dlatego ze wtedy byl dzien i tlok, a teraz noc i pustka.

O 10 czekalem juz na mozliwosc wejscia do samolotu i zaladowalem sie don jako jeden z pierwszych. Na poczatku w oczy rzucil mi sie dosc ciekawy szczegol, ktorego wczesniej nie zauwazylem. Otoz logo Aeroflotu sklada sie z sierpa i mlota :). Samolot wielki (A330) a na pokladzie bardzo malo osob, ok 1/3 dostepnych miejsc. Szykowalem sie na ogladanie filmow i czil przy grach, a tu kupa. Ekraniki w zaglowkach nie mogly sie przez caly lot polaczyc z serwerem. Zostalo mi wiec czytanie i przysypianie w najwymyslniejszych pozycjach.

15 minut przed polnoca czasu chinskiego pilot posadzil sprawnie samolot w Szanghaju. Pomijajac fakt ze do odprawy idzie sie chyba z 1km, to wszystko przebieglo bardzo sprawnie. Szybka odprawa, za chwile odbior bagazu i kilkanascie minut po ladowaniu moglem wychodzic z lotniska. Jak tylko wyszedlem do publicznej czesci lotniska od razu zaatakowal mnie jakis gosciu w sprawie taxi. Komunikacja pociagowo-autobusowa z lotniska jest naprawde niezla, ale bylo kilka minut po polnocy a ja bardzo zmeczony wiec biore pod uwage jedynie taxi. Po chwili zorientowalem sie ze to chyba jakis szwindel, bo facet jest w garniturze i prowadzi mnie do jakiegos stoiska, opowiadajac ze taksowki to juz o tej porze nie jezdza. Oczywiscie znamy takie persony, wiec zmysly od razu mi sie wyczulaja. Cena 250rmb (moj hostel sugerue 220) oraz plakietka "airport service" na piersi kierowcy zachecaja mnie do jego propozycji. Przeplacam jakies 30 rmb, ale jade za to eleganckim, cichym samochodem ze skorzana tapicerka. Oczywiscie zero taksometra, a z glosnikow leca chinskie przerobki europejskich szlagierow. Szanghaj ogladany przez okna taryfy robi na mnie wrazenie. Szerokie i eleganckie estakady prowadza wsrod wysokich, szklanych biurowcow.

Okazuje sie ze moj Mingtown Hiker Youth Hostel, w ktorym mam rezerwacje, jest usytuowany w jakiejs biurowej okolicy. Szybki check in i po chwili laduje sie na jedno z czterek lozek w malutkim pokoju, oczywiscie po cichutku, aby tylko nikogo nie obudzic. Jeden ze wspolokatorow tak sapal i chrapal ze dlugo nie moglem zasnac, no ale coz w koncu wybralem dormitorium. Ok godziny 9 bez skrupolow do pokoju wtargnely 3 chinki, zapalily swiatlo i zaczely zmieniac posciel na lozkach. W takim razie koniec spania :). Musze przyznac ze hostel jest naprawde ogarniety. Eleganckie pokoje z wygodnymi lozkami, lazienki z ciepla woda, pralki, mikrofalowki i wifi. Na dole knajpka z wygodnymi kanapami i wysokimi cenami. Miejsce bardzo europejskie i turystyczne. Czas ruszyc na pierwsza przechadzke po szanghaju, poszukac miejsc chinskich i nieturystycznych :).

Szanghaj

.

Na poczatku ruszylem obejrzec slynne Bund. Dokladnie przeszedlem wzdluz rzeki Huangpu, od Waibaidu Bridge do Fuxing Road. Widok na nowoczesne biurowce oczywiscie cieszy oko. Nie ma co sie tu rozpisywac bo deptak oprocz widoku niczym wiecej nie zachwyca, ot obowiazkowy punkt na liscie kazdego turysty.

widok na Pudong New Area

. . . .

przechadzka po deptaku

. .

taki szanghaj zapamietam

. .

Wystarczy odejsc kawalek Fuxing Road by wpasc wprost w ciasne uliczki Starego Miasta. Tutaj zapoznac sie mozna z drugim obliczem Szanghaju. Niska zabudowa, wszechobecny tlum, krzyki, klaksony, gmatwanina kabli i suszace sie ubrania tuz nad ulica. Tak, czuje ze jestem w Azji i naprawde za tym klimatem tesknilem. Widok jedzenia przygotowywane zasiadlem w pierwszym lepszym miejscu w celu skonsumowania krewetek i czegos z morza na ostro (2x10rmb).

wszyscy susza ubrania

.

jedzenie

. .

moj wybor

.

Z pelnym brzuchem to mozna chodzic, wiec zaczelem zaglebiac sie w krete okoliczne uliczki. Krecilem sie i krecilem po okolicy aby odnalezc sie w parku Gucheng. Tu dorwal mnie pierwszy z dzisiejszych rozmowcow. Jego angielski byl kiepski wiec nie sluchalem za dlugo jego wykladu jaka to wazna jest tradycja i historia. Nastepnie pobladzilem troche na Shanghai Old Street, ktore jest nastawionym na turystow mega kompleksem handlowym, ble. Niestety jest to jedna z drog do Temple of Town Gods. Swiatynia taka sobie, albo po Tajlandii ciezko mnie w tym temacie zadowolic.

boczne uliczki

. .

jedzenie

. .

Jak juz udalo mi sie wydostac z tego calego pierdolnika to zostalem zagadany przez Jessice (chinskie imie niewymawialne) i po krotkiej konwersacji wybralem sie z nia i jej bratem do jakiejs herbaciarni na degustacje. Herbaciarnia klimatyczna. Pani prowadzaca degustacje mowila tylko po chinsku, wiec dobrze ze bylem z tlumaczka. Probowalismy najrozniejszych herbat, stosujac najrozniejsze techniki parzenia i picia. Do tego szybka lekcja chinskiego i wiele chinskich legend tlumaczonych przez moja kolezanke. Bylo oczywiscie niezle, ale cena tez okazala sie niezla :). Wraz z zakupiona przez wszystkich herbata wyszlo ... uwaga ... 850rmb (jakies 350pln), do podzialu na 3 osoby. Po wyjsciu z lokalu trzasnelismy sobie wspolna fote i wymienilismy sie mailami. Po wszyskim zaczelem sie zastanawiac czy Jessica rzeczywiscie oprowadzala brata po miescie, czy moze byla jednym z nagabywaczy. Zaciagnela mnie na herbate, odegrala z kolega ladna scenke po czym wrocila do herbaciarni zabrac niby zaplacone pieniadze. Hmm sam juz nie wiem. Jezeli to bylo udawane to nie powiem panna byla niezla. No trudno raz sie zyje, przynajmniej degustaca herbaty zaliczona.

przyjaciolka czy niezla naciagaczka ?

.

Kolejny punkt dzisiejszej wycieczki to People's square i People's Park. Jest tu szanghajskie muzeum i sporo zieleni. Na muzeum nie mialem ochoty, a od zieleni wolalem posilek. Nie myslac za wiele wybralem sie Nanjing Road w kierunku Hostelu. Najning Road to wielki deptak, biegnacy wzdluz centrow handlowych. Tlum naprawde konkretny, a nagabywaczy prawie tyle co w Varanassi. Panowie proponuja zegarki, iphon'y i haszysz, panie proponuja "masaz" lub chca byc zaproszone na drina. Oczywiscie wszyscy sa okropnie nachalni i ciezko sie ich pozbyc. Jedna z dziewczyn byla na tyle urodziwa ze slowa "no, thank you" naprawde ciezko przechodzily przez gardlo :). Jedno wiem, tego miejsca od dzis unikam jak ognia. Na Jangxi Road wstapilem do jednego z barow. Ja nie potrafilem powiedziec co chce, a gospodarz nie potrafil powiedziec co ma. Ostatecznie na stole przedemna pojawila sie zupka z makaronem i wolowina. Makaron do mojej zupy zostal sprawnie zrobiony na moich oczach przez gospodarza, koszt 8rmb. Wieczor spedzilem na pisaniu dziennika i na rozmowach z Lidia i Grzeskiem, z ktorymi moze rusze jutro gdzies poza Szanghaj. Pozdro.

.

Shanghai Museum na People Square

.

gosciu po prawej robi mi makaron

. .
statystyka