baner
Dzienniki / Chiny 2011 / Dzien 2

26.04.2011 - Szanghaj - Suzhou - Tongli

O dzizas, wczoraj wgrywalem zdjecia na strone chyba z 3 godziny. Internet jest tu bardzo wolny i potrzeba do niego duzo cierpliwosci. Ja potrzebowalem jej dwa razy wiecej bo u mnie w hostelu cala noc puszczali koledy :).

Dzis pobudka z samego ranka, szybka zbiorka i lekko po 8 zajadalismy sniadanie w pobliskim barze. Dzis z Lidia i Grzeskiem wybieram sie na wycieczke do Tongli, czyli chinskiej wenecji (pfff). Po sniadaniu ruszylismy na piechote do East Nanjing Station, aby dojechac do Hongqiao Station (linnia 2) skad co 30 min odchodza busy do Suzhao, a stamtad to juz rzut beretem do Tongli. Dzis upal dosc meczacy, ale mimo tego sprawnie i szybko dotarlismy na stacje metra. Metro w Shanghaju oczywiscie jest ogromne, ale sa napisy po angielsku wiec mozna sie polapac. Bilety mozna kupowac w biletomatach, w ktorych mozna zmienic jezyk na angielski, jednym slowem jest ok. W metrze oczywiscie tlum, bo godzina taka ze wszyscy jada do pracy. Kupilismy sprawnie bilety (4rmb) i ustawilismy sie grzecznie w kolejce. Chinczyki sa takie grzeczne (lub sterroryzowane) ze zanim jeszcze podjedzie metro oni juz stoja w rownych kolejkach w miejscach w ktorych "zatrzymaja sie drzwi". Po kilku minutach oczekiwania zoorientowalismy sie ze cos jest nie tak. W przeciwnym kierunku pociagi kursowaly jeden za drugim, a z naszej strony nic. Po 30 min zrezygnowalismy i postanowilismy jechac na Shanghai Railway Station i do Suzhou dotrzec pociagiem. A wiec linnia 2 do Century Avenue i stamtad linnia 4 na dworzec kolejowy. Dworzec ogromny, jak zreszta wszystko w Chinach. Z rozkladu nie da sie wyczytac nic, bo wszystko w hieroglifach, ale na szczescie sa biletomaty. Koszt biletu do Suzhou to 41rmb, ale wydac warto poniewaz pociag jest szybki, bardzo szybki :). Niestety do odjazdu mielismy niecale 2 godziny. Probowalismy sie przejsc po okolicy, ale niekonczace sie mury i zar lejacy sie z nieba "ostudzily" nasz zapal. Moi znajomi zajeli sie ogarnianiem swojego biletu do Wuyuan, a ja poczytalem sobie troche przewodnika (w koncu trzeba w koncu ruszyc w trase :)).

Shanghai Train Station

.

no i wez sie tu polap

.

Gdy skonczylo sie oczekiwanie i razem z tlumem oczekujacych wylalismy sie na peron, naszym oczom ukazal sie pociag o dosc oplywowych ksztaltach. W sroku eleganckie miejscowki, wszystko dosc nowoczesne i zaawansowane technologicznie. Gdy Panie z obslugi zaczely rozdawac woreczki na rzygowiny pomyslalem sobie ze moze byc niezle. Nasz pociag w kulminacyjnym momencie zasuwal 340 km/h. Stwierdzam ze Polska to naprawde jest 100 lat za murzynami. Najpierw Szanghaj, czyli wierzowiec na wierzowcu, wszystkie ogromne i futurystyczne, linii metra ok 9, no i wszystko jakies takie zaawansowane technologicznie. Teraz pociag podmiejski ktory jedzie prawie 350km/h nie bujajac pasazerami i nie wydajac za wiele szumu. Ehh... szkoda slow.

nasz pociag

.

324km/h

.

Dworzec w Suzhou to kolejny ogromniasty moloh. Przejscie z jednego konca na drugi wymaga sporo energii. Nabylismy bilety do Tongli (8rmb) i kilka minut pozniej moglismy sie juz ladowac do autobusu. Smieszne jest to ze nawet na niewielkich dworcach, do autobusu wchodzi sie przez Boarding Gate, gdzie pewna pani dokonuje "odprawy", zupelnie jak na lotniskach :). Autobek tym razem jak najbardziej normalny, czyli azjatycki. Pasazerowie malo kumaci i oczywiscie usadowili sie na naszych miejscach. Zamieszania z uporzadkowaniem sytuacji i usadzenia wszystkich na swoich miejscach bylo sporo, ale bylismy twardzi. Zawsze mnie zastanawialo jak to jest mozliwe ze oni sa u siebie w kraju, na biletach jest ich alfabet, a to ja musze ich uczyc co gdzie i jak. Kierowca rowniez azjatycki. Naduzywal klaksonu, wymuszal pierwszenstwo, jezdzil pod prad i robil wszystko by byc pierwszym. Do Tongli dotarlismy po 50 minutach nerwowej jazdy i od razu poszlismy na poszukiwania miejscowych zabytkow.

Dodam ze tutaj wszyscy turysci woza dupska wagonikami na prad i widok spacerujacych bialasow musi byc dla miejscowych czyms wyjatkowym. Przy kasach okazalo sie ze wejscie do slynnego starego miasta to koszt 100 rmb, slownie 100 yuanow. Zdzierstwo. To wiecej niz za Taj Mahal. Skusilismy sie, bo w koncu jedziemy tu od polowy dnia, ale od razu dodam ze ta atrakcja nie jest warta tych pieniedzy.

kanaly w Starym miescie Tongli

. . .

W miasteczku tlum bialasow i chinczykow ktorzy probuja cos sprzedac. Wszedzie pelno sklepow, ze az ciarki przechodza po plecach. Na szczescie mozna odbic z glownych szlakow, posmigac po zaulkach tej chinskiej wiochy i poczuc klimat tego miejsca. Zrobilismy dzis juz sporo kilometrow, a slonce swieci mocno. Trzeba bylo sie powoli ewakuowac, wiec zaczelismy zaliczac miejscowe najistotniejsze punkty. Zaliczylismy kilka domow i dwa ogrody. Niby spoko, niby chinska kultura, ale wszystko jakies takie biedne i chyba zrobione troche na sile. Zdaje sobie sprawe ze juz kilka zabytkow w zyciu widzialem i moge miec wygorowane wymagania, ale za takie pieniadze to nie warto tu przyjezdzac. Zdjecia zrobilem tez jakies nijakie, wiec nie za bardzo mam co wrzucac.

krazac po bocznych uliczkach

. . . .

nauka pisania

.

w jednym z domow

. .

w jednym z ogrodow

. .

Wracajac z powrotem na dworzec probowalismy wstapic gdzies na jedzenie. Zaczelem rozumiec dlaczego panuje opinia ze chiny sa ciezkim krajem. Otoz poza doslownie garstka osob, nikt tu nie mowi po angielsku. Nikt nawet nie rozumie "yes" czy "no", w takiej sytuacji mozna nawijac po polsku (Lidka nawija do tubylcow jak szalona) a efekt jest podobny do angielskiego jak nie lepszy. Wszystkie knajpy byly puste, wiec nie bylo jak pokazac na czyjs talerz i powiedziec "chce to". Doswiadczenia w stylu wskazywanie ktorejs pozycji w karcie juz opatentowane i nie mielismy na nie ochoty. Ostatecznie dotarlismy glodni na dworzec i zjedlismy prawdziwa chinska zupke. W chinach na wszystkich dworcach sprzedaja kubelki do zalania goraca woda (5-6rmb). Goraca wode mozna dostac bezposrednio w sklepie lub w odpowiednio oznakowanych punktach na dworcu. Zupke konsumowalismy na bujanego w autobku, bo Grzesiek w miedzyczasie kupil bilety na "za 5 min" :).

Zupki. Podobno najlepsze czerwone.

.

W drodze powrotnej ta sama historia, czyli dworzec w Suzhou, z tamtad szybki pociag do Shangaju i do metra. Tym razem linnia 1 do People Square i z tamtad linia 2 do East Nanjing Road. Ledwo czlapiac dotarlismy na nasza Jangxi Rd, gdzie dalismy odpoczac zmeczonym odnozom, konsumujac jednoczesnie potrawke z w wlasnorecznie wyrabianego makaronu. Wieczor minal nam na waleniu browarow i opowiadaniu sobie historii ze swiata. Jeszcze tylko pisanie stronki i lulu, a jutro postaram wydostac sie z Szanghaju.

Nanjig Rd noca

.

wieczorna potrawka

.
statystyka