baner
Dzienniki / Wietnam 2010 / Dzien 16

27.11.2010 - Mui Ne - Phan Tiet

Phan Tiet

. . . . . .

Ach ta Azja...jak juz myslisz ze wszystko jest ok i ze niczego Ci do szczescia nie brakuje, bo masz bambusowa chatke, slonce, plaze to wtedy wlasnie przytrafia Ci sie cos czego, choc mozna sie spodziewac, nie przewidzisz.

Podroz w pojedynke i to chyba niezaleznie od tego czy jestes kobieta czy mezczyzna to nie jest podroz uslana rozami, a ciezar podejmowanych decyzji czasem na prawde moze...no coz, moze po prostu ciazyc.

Dlugo zastanawialam sie nad tym jak jednym slowem nazwac to, co pojawia sie gdy np. czujesz zagrozenie lub gdy jest jakis problem i trzeba szybko dzialac, czy chociazby gdy musisz sie zdecydowac czy jedziesz dalej, czy zostajesz, a jak jedziesz to gdzie, czym, z kim i kiedy. I juz wiem. Wszystko to sprowadza sie do jednego magicznego slowa - odpowiedzialnosc. To ze bierzesz odpowiedzialnosc za wszystko, to ze kazda z osobna dezycje musisz podjac sama ma swoje ogromne plusy, bo robisz po prostu to co chcesz. Ale ma tez i minusy. Czasem Twoja wiedza, a w zasadzie nie wiedza zmusza sie do podejmowania decyzji w sprawie w ktorej nie masz najmniejszego pojecia. Zalezy to pewnie od osobowosci, co niektorzy twierdza ze od plci, ale ja osobiscie lubie wszystko przegadac upewniajac sie czy moj tok myslenia idze w dobrym kierunku.

I choc przykladow moge podac wiele dzis na mysl przychodzi mi jeden - aparat. Mimo podejmowanych wysilkow, bo wisial na wiatraku dobre dwa dni, a nawet zaliczyl sesje suszenia u okolicznego fryzjera nadal niestety uparcie nie dziala. Zlosliwosc rzeczy martwych ma sie tu idelanie. No i trzeba bylo podjac krok nastepny, czyli wzielam aparat, wzielam motocykl i jade do miasta. Phan Tiet oddalone jest jakies plus minus 15 km. I tak jak w trasie jedzie sie po prostu prosto, tak w miescie trzeba juz sie troche nagimnastykowac. Pewnie byloby latwiej gdybym miala mape i konkretny adres, no ale ze nie mialam,latwiej nie bylo. To na co liczylam to wspolpraca z mieszkancami. Na migi, bo na migi no ale przeciez jakos mi wytlumacza gdzie jest sklep z aparatami.

Wjedzam do Panh Tiet, a tam cale zatrzesienie zakladow naprawczych i sklepow z telewizorami i laptopami. Pewnie jakby mi sie zepsul laptop znalazlabym szybciej sklep z aparatami, no ale tak to juz w zyciu bywa ze nie zawsze ma sie wszystko podane na tacy. Szukam zatem i pytam. Srednio 9 na 10 pytanych osob nie mowi po angielsku. A ta jedna co mowi nie ma pojecia gdzie moge znalezc aparat. Podsumowujac dwie godziny poszukiwan dostalam 3 odrecznie wyrysowane mapy, a zepsuty aparat podlegal probie naprawy chyba z 10 razy, w tym dwa razy zostal rozkrecony i porzadnie przedmuchany. Na podstawie jednej z map trafilam, ledwo bo ledwo, do centrum handlowego Coop - mart. Zza lady wypchanej po brzegi aparatmi wylania sie mily pan sprzedawca i co nie co nawet duka po angielsku. On tez nie okazal sie cudotworca w kwestii naprawy, a i ciezko to nazwac naprawa kiedy z zatroskana mina probowal go po prostu wlaczyc i wylaczyc. Za to narysowal mi taka mape, gdzie udac sie po pomoc ze nawet ja nie mialam zadnego problemu by trafic. 10 min pozniej trafiam zatem na Tran Phu nr. 100

Pokazuje o co chodzi i mowie ze musi byc na dzis. Kolega na to cos ze jutro, cos ze last week...nie wiem o co mu chodzilo, ale ostatecznie wymienilismy sie numerami i umowilismy sie, a przynajmniej ja sie umowilam, ze za dwie godziny da mi znac jak sie sprawy maja.

Kiedy to po dwoch godzinach pladrowania miasta wysylam sms o treci "ok?" dostaje wiadomosc: "next thusdey, last week, 10 am ok?", ale ze ani last week, ani next thusdey mnie nie urzadza nie mam wyjscia i wracam na zakupy do centrum. Nowy aparat to zdecydowanie nie najwyzsza polka, ale przynajmmniej dziala funkcja ON i OFF :)

Phan Tiet

. . . . .

Phan Tiet - wszyscy, lacznie z autorem przewodnika Lonley Planet, ostrzegali mnie ze do miasta to nie bardzo jest po co zawitac. No fakt, jak sie ma Mui Ne pod nosem to moze i faktycznie nie bardzo, ale jak juz ma sie to szczescie by wybrac sie tam w celu naprawy aparatu to zdecydownie mozna. Warto rzucic okiem na port, warto przejchac sie trasa brzgiem morza z Mui Ne, warto zajrzec do okolicznych swiatyn i na...kolorowy cmentarz.

Wieczor w Mui Ne uplynal w oczekiwaniu na autobus do Ho Ci Minh. Bez zadnego problemu kupilam bilet w jednym z turytycznych biur, ktorych jest tu cale zatrzesienie. 100 000 i mam bilet na loze w autobusie. Autobus mial byc o 1, byl o 3 :) mialam miec loze, a ponownie trafilo mi sie msc na koncu autobusu, na silniku i na sardynke w puszcze :) i love this game :).

stacja benzynowa

. .

dragon fruit

.

plaza w Mui Ne

. .
statystyka