baner
Dzienniki / Chiny 2011 / Dzien 10

4.05.2011 - Yangdi > Xingping > Yangshuo

Dzis opuszczam Guilin i ruszam do chinskiego Zakopanego czyli do Yangshuo. Zgadalem sie z Franzem i kupilismy sobie transport bambusowa lodka. Koszt takiej wycieczki to 100rmb (trzeba sie targowac) i nie cala trase pokonuje sie lodka, bo trwalo by to chyba caly dzien.

Obudzilismy sie w miare wczesnie i ku naszemu zdziwieniu za oknem nic nie kapie. Szybka zbiora, check out i zakup prowiantu na droge. O 9:20 wpadl po nas gosciu od lodek i opuscilismy nasz hostel. Cala wycieczka wyglada tak, ze najpierw jedzie sie busem ok 1,5 h do Yangdi, potem plynie sie lodka do Xingping, a potem znowu busem do Yangshuo. W naszej nieduzej grupce jest dwoch chinczykow mowiacych po angielsku (komunikacja z obsluga zapewniona :)), jakas para z dwoma slodkimi corkami ze skandynawii i 3 rosjanki. Gdy przyjezdzamy na miejsce naszymi bagazami zajmuja sie miejscowi i zanosza je na lodki. Cale towarzystwo laduje sie na dwie lodki, ktore zostaja polaczone lina. Lodki oczywiscie bambusowe sa tylko z nazwy poniewaz sa zrobione z plastikowych rur.

Zaczyna sie wycieczka. Lodki plyna bardzo wolno, co pozwala sie zrelaksowac. Zza chmur wychodzi slonce, a niebo robi sie niebieskie. Nie widzialem niebieskiego nieba i slonca odkad jestem w Chinach. Okoliczny gorzysty krajobraz jest oczywiscie niesamowity. Momentami ciezko skupic sie na wyluzowaniu posladow, bo czlowiek chcialby uwiecznic na zdjeciach wszystkie piekne widoki. Wszystko dookola jest niesamowite wiec sfotografowanie wszystkiego jest niemozliwe. W pewnym momencie chowam aparat i skupiam sie na tym pieknym momencie mojego zycia.

tak wygladaja "bamboo" boats

. . .

to nas napedza

.

"Driver" (kierowca lodki) jest smieszny, caly czas gada i sie cieszy. Widac ze to bardzo biedny czlowiek. Jest ubrany w dziurawy garnitur co wyglada dosc smiesznie w tym miejscu. Az szkoda patrzec ze organizatorzy kasuja na zagranicznych turystach niemale pieniadze, a do takich driverow trafiaja tylko jakies grosze.

driver

. . . .

Podczas drogi lodka zatrzymuje sie dwa razy, z czego raz na lunch. Obiad oczywiscie w przygotowanej specjalnie pod takie okazje knajpie, ceny rowniez specjalne. Ja znam juz takie triki i jestem zaopatrzony w prowiant. Podczas drogi zgadujemy sie z rosjankami, ktore okazuja sie bardzo w porzadku. Rosjanki studiuja tu jezyk chinski, wiec szybko zostaja mianowane naszymi nowymi tlumaczami :).

.

miedzynarodowa integracja

. .

patrioci na motorowce

.

Na samym koncu wycieczki fala robi sie naprawde spora, a jedna z nich prawie przewraca nasze lodki. Jest duzo smiechu choc "driver" nie wyglada na wyluzowanego. Ostatecznie cali i mokrzy wplywamy do Xingping. Ta przystan to kolejne magiczne miejsce, ktore jest znane przez wszystkich chinczykow. Wszystko za sprawa kilku pagorkow ktore widnieja na banknocie 20 yuanow. Tak jak wszyscy tu pstrykamy foty popularnego widoku i wyskakujemy z lodki.

.

taki widok jest na banknocie

.

w oczekiwaniu na dalsze wskazowki od drivera

.

Nasz driver zamienia sie teraz w przewodnika po Xingping i prowadzi nas przez ta nieduza, ale bardzo klimatyczna wioche. Miasteczko jest naprawde bardzo fajne i nocleg w tym miejscu bylby trafiona decyzja. Po kilkunastu minutach spaceru docieramy na dworzec autobusowy i po krotkim zamieszaniu zostajemy podzieleni i zaladowani do kilku wiejskich autobusow (a mialbyc elegancki busik tylko dla nas). Podczas drogi orientujemy sie ze okolice Yangshuo to prawdziwe cudo i juz niemoge doczekac sie jutrzejszej wycieczki, bo zdjecia powinny byc ekstra.

ulica Xingping

.

Kierowca naszego autobusu dostaje cynk od jadacego z naprzeciwka o stojacym niedaleko patrolu. Po chwili zatrzymujemy sie, a bileter rozdaje wszystkim stojacym kubly, na ktorych karze im usiasc. Przygotowani w ten sposob mijamy po chwili policje. Kierowca nie przestaje rozmawiac nawet na chwile przez telefon i trabi na policjantow :). Na dworcu autobusowym w Yangshuo turystyczny standard, czyli zostajemy zaatakowani przez nagabywaczy. Jeden z nich jest calkiem smieszny i wybieramy sie z nim do jego guesthousu, czyli Jin Bin Hotel. Razem z Franzem zajmujemy dwojke z tv i lazienka, za ktora placimy 50rmb od lebka. Recepcjonista jest naprawde smieszny i nie przestaje mowic o dziewczynach. Zapewnia nas ze nia ma problemu zebysmy przyprowadzili jakies do pokoju, a jezeli bedziemy mieli jakas dla niego to moze nam nawet zaplacic :). Facet jest moze i smieszny ale robi co moze by namowic nas na wycieczki przez siebie organizowane. Bike trip z przewodnikiem to koszt 60rmb od osoby + ewentulne oplaty za wejscie, raczej nie skorzystamy.

Glod wygonil nas z kwatery i poszlismy na dworzec autobusowy w poszukiwaniu ulicznego zarcia. Mozna tu znalezc znane nam juz z Guilin stoiska. Klient wybiera skladniki do zupy, ktore wraz z makaronem i ostrym sosem laduja w tekturowym talerzyki, mniam mniam. Najedzeni moglismy sie przejsc po miescie. Yangshuo jest mega turystyczne, az do przesady. Mimo wszystko okoliczne atrakcje nie pozwalaja pominac tego miejsca. Na glownej ulicy spotykamy nasze znajome rosjanki i po krotkiej wymianie zdan umawiamy sie na jutro na rowerowa wycieczke po okolicy. Zapowiada sie naprawde ciekawie, okoliczny krajobraz zapewni wrazen i fotograicznej tematyki, a dziewczyny zapewnia mile towarzystwo i tlumaczenie chinskiego. Wracamy na kwatere mowiac co chwile "no thank you" i "i don't need boat trip". Efektem dzisiejszej cudownej pogody sa konkretne poparzenia sloneczne na nogach i twarzy. Wieczor mija w atmosferze relaksu i rozmowie na tematy polsko-holenderskie. Klimatu dopelnia idiotyczna chinska telewizja, rzepolaca w tle.

skladniki zupy do wyboru

.

ulica Yangshuo

.

widok z brzegu w Yangshuo

.
statystyka