Niestety odkad tylko rozpoczelem powrot z krainy snow juz slyszalem jak za oknem pada deszcz. Moje marzenia o cudownych kolorowych zdjeciach legly w gruzach. Z drugiej strony brak slonca powinien ocalic moja spieczona na czerwono skore na stopach, twarzy i karku.
Rano ogarnelismy sie w miare szybko, spakowalismy manatki i poszlismy wypozyczyc rowery. Zaraz obok kwatery ogarnelismy dwie damki Giant'a po 20rmb za rower (na przejazdzke po okolicy lepiej wziasc tzw. "rower gorski"). Ja i Franz stawilismy sie w umowionym wczoraj miejscu o czasie. Dziewczyny jak to zazwyczaj z dziewczynami bywa nie zdazyly ogarnac sie na czas i byly 20 min po. Na glownej ulicy Yangshuo zgadaly sie z jakas chinka ktora za oplata zostala naszym przewodnikiem po okolicy. Jeszcze wczoraj upieralem sie ze zaden przewodnik nam nie potrzebny, ale po dzisiejszej wyprawie stwierdzam ze bez przewodnika to bysmy sie niezle pogubili.
nasza rowerowa grupa
Najpierw ruszylismy przez jakies wiochy i mega dziurawe drogi. Po okolo 30 minutach jazdy dotarlismy w miejsce na ktore czekalem. Chinczyki w skosnych kapeluszach pracuja na polach ryzowych, w tle bambusowe krzaczory i charakterystyczne pagorki. Niby brakuje slonca i kolory sa bladsze, ale z drugiej strony deszczowa pogoda i delikatna mgla sprawiaja ze to wszystko wyglada bardziej chinsko. Ciezko jechac na rowerze pstrykajac foty co chwile, wiec wiecej sie zatrzymywalismy niz jechalismy. Podczas drogi mialem duzo radochy porownujac jezyk polski do rosyjskiego i musze przyznac ze wiele slow jest zrozumialych przez obydwie strony.
na robocie
Nasza pani przewodnik chciala nas zainteresowac wielkim banyanem bengalskim (w tajlandii widzialem najwiekszy) i water cave. Pewnie dostaje jakas prowizje w takich miejscach i do tego moze sobie siedziec bezczynnie, a czas wycieczki leci. Jednoglosnie odmowilismy obydwu atrakcji i skusilismy sie dopiero na Moon Hill. Moon Hill to jedna z okolicznych skal z charakterystyczna dziura w srodku. Punkt widokowy na szczycie jest podobno najciekawszy w okolicy. Wspinaczka jak zawsze meczaca, a potu leje sie z nas tyle ze nie nadazamy z piciem wody. Do tego wszystkiego kamienne schodki sa mokre, a wiec i bardzo sliskie. Niestety mamy dzis (i nie tylko) niefart i ze wzgledu na chmury ze szczytu praktycznie nic nie widac.
widok z Moon Hill
Na dole wzgorza zasiadamy na wspolny obiadek. ceny oczywiscie europejskie, a nasza pani przewodnik inkasuje prowizje (tym razem zapomnialem wziasc prowiant). Po obiadzie bardziej myslalem o popoludniowej sjescie niz o rowerze, no ale coz jak trzeba to trzeba. Pani przewodnik chciala juz wracac do miasta, ale namowilismy ja na droge na okolo. Zgodnie z umowa jezeli bedziemy zadowoleni to zaplacimy jej wiecej (umowilismy sie na 20rmb per person). Chinka wziela to sobie chyba do serca i poprowadzila nas naprawde niezla trasa. Najpierw dziurawe polne drogi wiodace pomiedzy stromymi pagorkami. Blota bylo naprawde sporo, wiec umazalismy sie nim prawie po kolana. Potem przejazd przez kilka najprawdziwszych, ubogich chinskich wioch. Nastepnie kolejne pola ryzowe i kolejni pracujacy na nich chinscy biedacy.
wewnatrz chinskiej wiochy
pola ryzowe
Punktem kulminacyjnym okazala sie przeprawa przez Yulong river. Przeprawialismy sie razem z rowerami i calym majdanem przy uzyciu tratwy zrobionej z kilku bambusowych pni. Woda zalewala nam momentami cale stopy, a do rowerow poprzyczepialy sie wodorosty. Pani przewodnik zdala egzamin a na naszych twarzach usmiech rysowal sie od ucha do ucha.
rzeka Yulong
przeprawa
nasz prom
Po przeprawie wycieczka trwala jeszcze 30 min, po czym zjawilismy sie w Yangshuo. To co dzis widzielismy i przezylismy pozwolilo nam wynagrodzic pania przewodnik w kwocie 40rmb od osoby. Placac nie malo tym razem my wywolalismy ogromny usmiech na chinskiej twarzy. Trzasnelismy wspolna fote i pozegnalismy sie z przewodnikiem. Umowilismy sie z dziewczynami na wieczor i poszlismy oddac rowery i ogarnac sie. Pani z wypozyczalni rowerow nie miala do nas zadnych zastrzezen, a chcialbym zwrocic uwage ze rowery byly calkowicie umorusane w blocku.
polsko-holendersko-rosyjska grupa wraz z Pania przewodnik
Doprowadzilismy sie z Frazem do stanu uzywalnosci i na 19 ruszylismy na spotkanie z dziewczynami. Myslalem ze zaliczymy jakas imprezke lub chociaz jakies alkoholowe szalenstwo, w koncu dziewczyny z Rosji. Skonczylo sie na graniu w najrozniejsze karciane gry i nie powiem wieczor byl bardzo przyjemny. Wracajac na kwatere w koncu zjadlem to o czym od kilku dni marzylem, czyli smazony makaron z warzywami i miesem!