baner
Dzienniki / Chiny 2011 / Dzien 14

8.05.2011 - Guiyang > Kun Ming

Pomimo lepkiego ciala, braku powietrza w busie i niewystarczajacej ilosci miejsca dla mego ciala jakos przezylem podroz, a nawet troche pospalem. W Guiyang bylem lekko po 7 i na poczatek przyszlo mi sie zmierzyc z rzadnymi zarobku taksowkarzami. Grzecznie wytlumaczylem im ze wybieram sie na piechote i rozpoczelem proby marszu. Niestety odleglosci calkiem spore, a ludzie ktorych pytalem o droge na dworzec autobusowy jacys malo kumaci byli. Dodatkowo albo wysadzono mnie na jakims dziwnym dworcu, albo znow Lonely Planet dal ciala z mapa. W koncu jakis facet pomyslal, wskazal mi na zajezdnie autobusow miejskich i dal cynk do ktorego wsiasc. Otoz moi drodzy, na dworzec kolejowy dojedziecie autobusem nr 219.

transport

.

Troche po 8 bylem na dworcu i kupilem sobie bilet do Kun Ming na 10:19, ale uwaga bez miejsca siedzacego. No coz, moze nie bedzie za wygodnie, ale po pierwsze jazda przy kiblu wytrenowana w pkp, a po drugie jadac najnizsza klasa napewno lepiej poznam zwyklych chinczykow :). Zjadlem pierozki na parze niedaleko dworca i poszedlem do poczekalni. Na dworcu poczekalni jest kilka, ale po tej do ktorej ja trafilem mozna bylo poznac ze jest raczej do obslugi nizszych klas. Brudni ludzie o tepym spojrzeniu i z worami o tajemniczej zawartosci wypelniali poczekalnie. Dolaczylem do nich i zajelem sie lektura przewodnika. W sumie to jestem nielepszy bo sandaly w blocie z Yangshuo, a ja caly sie lepie i smierdze 10h podroza w dusznym sleeperze.

na dworcu w GuiYang

. .

Pociag opoznil sie o 30 min, a gdy wreszcie o 10:45 wjechal na stacje do bramek wejsciowych rzucily sie tlumy. Rzucilem sie wiec i ja. Przy wejsciu do pociagu przepychanka na calego, ludzie krzycza, dzieci placza, wory i wiadra z niewiadomo czym sa podawane przez okno. Popracowalem troche lokciami i po chwili bylem juz w srodku. Poniewaz nie pierwszy raz jestem w takiej sytuacji nie liczylem na miejsce siedzace tylko od razu ulokowalem sie przy kiblu, zajmujac sobie tyle podlogi ile tylko moglem. Pierwsze 3h przesiedzialem na plecaku przy kiblu. Jedynym moim zajeciem bylo obserwowanie jakichs malolatow z kosmicznymi fryzurami. Cale szczescie pociag zatrzymywal sie na roznych stacjach, co powodowalo duza rotacje wsrod pasazerow. Wykorzystalem moment gdy jedni wysiedli a drudzy nie zdazyli sie jeszcze wpakowac i zajelem miejsce siedzace, juhu! Nie jest idealnie ale jest zdecydowanie lepiej. Wokol mnie siedza dosc prosci ludzie, jak to ktos kiedys powiedzial tzw. ludzie lasu. Mam wrazenie ze dziurawe skarpety i brudne koszulki dawali na peronie i tylko ja sie nie zalapalem. .

tak zwani "ludzie lasu"

. .

Dzis jest ladna sloneczna pogoda, a pociag jedzie przez piekna gorzysta okolice. Nic tylko wystawic lufe aparatu za okno. Na jednej z kolejnych stacji dziadek siedzacy przy oknie wyszedl, a jego miejsce zajelem ja. Siedze przy jednym stoliku z 3 mlodymi chinczykami. Ja zabralem sie za robienie zdjec, a oni wyciagneli karty. Od tej pory przez 7 kolejnych godzin obserwowalem jak chlopaki graja zazarcie w karty, wydajac przy tym multum dzwiekow i walac co chwile w stol. Moi towarzysze byli bardzo mili, czestowali mnie gumami, chusteczkami, a nawet kupili mi wode :)..

widoki zza okna

. . . . . . . . . . .

10 h w pociagu minelo mi na gapieniu sie przez okno, zajadaniu zupek chinskich i bananow, oraz na obserwowaniu tego co dzieje sie wewnatrz pociagu. Pomimo zakazu palenia wiele osob pali, a pety rzucaja na podloge. Co chwila ktos spluwa na podloge lub rzuca na nia jakies papierki. Smieci ewentualnie leca tez za okno. Tak sie wkrecilem ze i ja zaczelem wyrzucac wszystkie niepotrzebne rzeczy przez okno. Mysle ze gdyby podroz trwala jeszcze dluzej to splunalbym na podloge i wyciagnal skarpety z plecaka.

Jeden z towarzyszy podrozy

.

WWszystkie inne zwierzeta w tym zoo siedzialy w jakis zapyzialych zagrodach z mega brudnymi szybami. Nie wygladalo to zbyt fajnie i bardziej kojarzylo sie z wiezieniem niz z wesola gromadka zwierzaczkow zyjacych sobie w kolorowym zoo. Wszystkie zwierzeta jakies zamulone, zapyziale i malo ruchliwe. Pandy odnajdywaly sie w tym klimacie idealnie :). Siedzialy sobie z wywalonymi brzuchami i z zadowolona lecz znudzona mina podgryzaly sobie to marchewke to galazke.

wyglad niby znajomy, ale cos jest nie tak...

.

Do Kun Ming wjechalismy o 21 i ledwo zywy wygramolilem sie z pociagu. Nie mam sily na tanie przemieszczanie sie po miescie. Po krotkim targowaniu wsiadam na jeden ze skuterow, ktorego kierowca lamiac wszystkie mozliwe przepisy wiezie mnie do Kunming Cloudland Youth Hostel. Bez problemow dostaje lozko w dormitorium za 35rmb. Wreszcie moge sie wyluzowac :). Spedzilem ok 2h piszac stronke na rooftopie hostelu, po czym nagrodzilem sie wymarzonym prysznicem. Koldra to rzecz o ktorej marze teraz najbardziej.

statystyka