Pobudka o 4:40 poszla mi bardzo sprawnie i jeszcze chwile przed 5 zjawilem sie na dworcu. Czekal tu juz na mnie umowiony wczoraj minibus z mlodym chinskim kierowca. Ruszylismy. Okoliczne drogi sa w remoncie, wiec duza czesc drogi to praktycznie jazda w terenie. Wytrzeslo nas porzadnie i lekko przed 6 zatrzymalismy sie przed brama do Duoyishu. Wczoraj umowilem sie z organizatorka ze kierowca pokaze mi alternatywne miejsce widokowe zebym nie musial placic za wejscie na taras. Inicjatywa naprawde zacna, tylko ze w tym miejscu jest jeden krzaczor, ktory popsulby mi zdjecia. Sila wyzsza zmusza mnie jednak wejsc na taras. Podjezdzamy kawalek dalej i place 60rmb za wstep na mocno rozbudowany punkt widokowy.
Jest pochmurno i lekko pada wiec nie spodziewam sie za wiele. O 6:20 pojawiaja sie chinczyki z niezlymi aparatami, statywami itd. Slonce powinno wzejsc ok 6:20, ale o tej godzinie robi sie delikatnie jasniej. Znowu mam niefart pogodowy i chmury przeszkadzaja mi w zrobieniu zdjecia zycia. Do godziny 7 czekam na zmiane oswietlenia, lecz doczekuje sie jedynie nieco wiecej swiatla. Slonca brak. Robie kilka zdjec i ruszamy dalej.
Duoyishu
Po drodze kierowca zatrzymuje sie w kilkukrotnie pokazujac miejsca z ktorych mozna zrobic dobre foty. Kierowca nie wlada angielskim ale wczuwa sie w role i stara sie mowic ile tylko moze. W wioskach przez ktore przejezdzamy mowi z jakich plemion sa przechodzace poboczem kobiety i jak nazywaja sie miejscowosci. A tak w ogole to same wiochy tez sa warte kilku fotek (ja nie zrobilem i troche zaluje).
gdzies po drodze
Kolejnym wartym uwagi punktem jest miejscowosc Bada i znajdujacy sie tu punkt widokowy. Ludzi nie bylo w ogole, a widoki naprawde ekstra. Robie zdjecia i ruszamy dalej. Jedziemy zatrzymujac sie co jakis czas, aby blada twarz (juz troche czerwona) mogla porobic foty.
Bada
w drodze powrotnej
O godzinie 9, czyli po 4 godzinach od startu zatrzymujemy sie znow przy dworcu autobusowym. Place umowione pieniadze i biegne zaspokoic mega glod w mej ulubionej knapce. Zupa z ziemniaczanym makaronem kosztuje mnie 5rmb. Jest wczesna pora, a ja bardzo nie wyspany. Widzialem juz Xinjie i najwazniejsze okoliczne tarasy, wiec nie ma co sie spinac. Ide do pokoju, ogladam mecz NBA w chinskiej tv i ide spac. Oczekiwanie na odjazd autobusu mija mi na pisaniu strony, wybieraniu zdjec i leniuchowaniu.
przy tej ulicy mieszkam
a taki mam widok z tarasu
miejscowe kobiety
Okolo 17 poszedlem sobie na ostatni spacer po Xinjie. Jest 35 stopni i naprawde ciezko to wytrzymac. Zjadlem sobie jakas dziwna "parowe z ciasta" smazona na glebokim oleju za 1rmb i popodciagalem sie na zamontowanym na rynku drazku :). Wstapilem do miejscowego marketu i w koncu udalo mi sie nabyc obcinacz do paznokci. Powoli zaczynalem wygladac jak miejscowi panowie ze swoimi dlugasnymi pazurami. Pod sama kwatera wciagnelem jeszcze grilowane kuleczki z ciasta, ktore sa chyba miejscowym przysmakiem. Prawie na kazdym rogu siedzi jakas babunia i podsmaza te kuleczki. Kulki nie mialy specjalnego smaku, ale byly miekkie w srodku i podane z mega ostra przyprawa. Wykapany i wypoczety wylogowalem sie z hostelu. Pomimo ze zajmowalem pokoj przez 35h policzyli mi tylko za jedna dobe.
miejscowy przysmak. Uwaga, przyprawa bardzo ostra!
Dworzec autobusowy jest niewielki wiec bez problemow znalazlem moj transport. W srodku znow przestronnie i wygodnie, a ja tym razem dostalem pojedyncze miejsce. Wyszedlem na tym calkiem niezle, bo w kierunku Kun Ming autobek wypchany po brzegi. Niestety jechala ze mna grupka dzieci, z ktorych najmlodsze urodzilo sie chyba wczoraj. Wbrew pozorom to nie niemowlak pilowal jape cala droge, tylko jego starszy ale mniej powazny kolega.
Za mna siedzi (a raczej lezy) dziewczyna, ktora zna kilka slow po angielsku. Poczula sie chyba w obowiazku zapoznac sie ze mna, bo jak to pozniej stwierdzila nie ma jeszcze zadnego zagranicznego przyjaciela. Jak postanowila tak tez zrobila i probowala mnie zagadywac. Jej angielski niestety byl baaardzo ubogi, wiec nie za bardzo bylo jak rozmawiac. Ustalilismy tyle ze w Kun Ming pomoze mi sie ogarnac (wcale jej nie powiedzialem ze nie dam rady :)).
nie wiem co oni tam pala w tych fajeczkach, ale raczej nie tyton
Tarasy ryzowe Yuanyang, to wedlug mnie obowiazkowy punkt. Jezeli przejezdzasz gdzies w okolicy prowincji Yunan to wpadaj do Xinjie. Widoki sa pierwsza klasa, a wiejskosc i prawdziwosc okolicznych wioch dodaja uroku temu miejscu. Polecam!
Autobus rozpoczal powolny zjazd w dol, a ja moglem podziwiac widoki zza okna. Nie powiem, gory calkiem sporawe. Sunelismy po gorskich serpentynach ponad godzine, az dojechalismy do jakiejs wiekszej miejscowosci. Tu zaliczylismy okolo godzinny postoj, podczas ktorego sluchalem klotni o miejsca i rozplywalem sie z goraca. Jest godzina 21, jest ciemno, a na dworzu 32 stopnie. W koncu udalo nam sie ruszyc, a powietrze wlatujace przez okna uratowalo moj mozg przed zagotowaniem. Podczas drogi mialem wrazenie ze caly czas sie gdzies zatrzymujemy i czekamy na cos lub na kogos. W pewnym momencie przestalem zwracac uwage na postoje i probujace zwrocic na siebie uwage bachory. Usnalem.
zza okna autobusu