Przespalem praktycznie cala droge. Byl tylko jeden problem, pecherz. Jakos dowiozlem jego zawartosc do Lijiang i wyskoczylem jak poparzony z autobusu. Toaleta jak zawsze na niewielkich dworcach obskurna, ale to mi akurat nie przeszkadza. Smieszne jest to ze ci ktorzy sa zmuszeni postawic klocka, musza skorzystac z niewielkich kabin. Kabiny te sa zasloniete mniej wiecej do wysokosci piersi i nie maja drzwi. Wchodzac do kibla odruchowo patrzy sie co i gdzie sie znajduje. Wlasnie wtedy omiata sie wzrokiem stekajacych panow kucajacych nad dziura w podlodze. Ot taka dygresja :).
Zanim gdziekolwiek ruszylem sie z dworca kupilem bilet powrotny do Kun Ming na 15 maja wieczorem za jedyne 180rmb. Spytalem tez pani w okienku jak dotrzec do Shaxi lub Jianchuan. Pani nie mowila po angielsku, ale jezeli dobrze ja zrozumialem to powiedziala ze sie nie da. Domyslilem sie ze cos musi byc nie tak, bo to niemozliwe zeby nie dalo sie dojechac do miejscowosci ktore sa calkiem niedaleko. Usiadlem na lawce i zaglebilem sie w lekture mojego przewodnika. Szybko ustalilem ze w Lijiang sa conajmniej 3 dworce, wiec zapewne interesujacy mnie autobus odjezdza z innego.
Tu powinienm poskarzyc sie na moj przewodnik z Lonely Planet. W przewodniku jest napisane ze koniecznie trzeba tam jechac. Napisane jest rowniez ze dostac sie tam mozna z Jianchuan. Niestety nikt nie wysilil sie napisac jak dojechac do Jianchuan i nie napisali nazwy tej miejscowosci po chinsku. Do tego kolejny raz dali ciala z mapa. Mapa Lijiang ma niewlasciwe nazwy ulic i tylko dzieki mej w miare dobrej orientacji w terenie dotarlem tam gdzie chcialem, wbrew temu co bylo w przewodniku.
Po wyjsciu z dworca i zjedzeniu zupy za 5rmb w pobliskiej knajpie, skierowalem sie na inny dworzec autobusowy. Z mapy wynikalo ze to niedaleko, wiec poszedlem na piechote. Jako cel obralem dworzec oznaczony w przewodniku jako "bus station" (w sensie ze bez zadnych dodatkow), wiec zalozylem ze to pewnie glowny. Gdy dotarlem na miejsce mym oczom ukazal sie ubogi i prawie pusty plac, przez ktory powoli przechodzil wychudzony pies. Pomyslalem ze to chyba niewlasciwe miejsce. Zapytalem w kasie biletowej. Pani nieco potrafila po angielsku powiedziec i powiedziala wystarczajaco duzo: "long distance bus station, bus number 8". Zajrzalem do przewodnika i rzeczywiscie jest taki dworzec i jest poza mapa. Wsiadlem w osemke i po kilku przystankach bylem u celu. Kupilem bilet do Jianchuan za 23rmb na 10:30 i usadzilem sie w poczekalni. Uprzejma pani z informacji napisala mi jeszcze nazwe Jianchuan po chinsku i czulem ze jest dobrze.
W poczekalni calkiem sporo bialych twarzy, ale na szczescie wszyscy pojechali gdzie indziej. Moj bus byl calkiem maly, a mnie trafilo sie vipowskie miejsce na przedzie obok kierowcy. Otworzylem okno i zastosowalem technike zimnego lokcia. Slonko swieci a my jedziemy sobie przez Yunan wymuszajac pierwszenstwo na wszyskich mniejszych pojazdach. Droga zajela nam troche ponad 1,5 h i zmeczyla mnie ze wzgledu na brak mozlwosci wyprostowania nog. Okoliczny krajobraz jest gorzysty, wiec i droga mocno pokrecona. Przejezdzalismy przez wiele wioch, w ktorych to co dla jednych jest szaroscia dnia codziennego dla innych moze byc niezwykle kolorowym obrazem. Jedna rzecz bardzo mnie zaciekawila. Otoz w pewnym momencie zauwazylem lezace na drodze przed nami zboze. Jakis wypadek, pomyslalem. Lecz gdy taka sytuacja powtorzyla sie kilkakrotnie zrozumialem ze to celowy zabieg. Samochody jezdzace po zbozu rozdrabniaja je na mniejsze czesci, pomagajac w ten sposob rolnikom oddzielic ziarna. W Jianchuan spodziewalem sie problemow z busem do Shaxi i jego cena. Nie zdazylem jeszcze dobrze wysiasc z autobusu, a juz wsiadalem do kolejnego podobnego. To nie zaden mikrobus, tylko zwykly wiejski autobus. Jak to czesto w Azji bywa, autobus odjezdza gdy zbiora sie pasazerowie. Po ok 20 minutach oczekiwania odjechalismy by po 14 dojechac do Shaxi.
tym jechalem do Jianchuan
z okna autobusu
madra technika rozdrabniania
Shaxi to niewielka wiocha, ale naprawde warto tu przyjechac. Mozna znalezc tu to czego pewnie szuka kazdy podroznik przybywajacy do Chin. Wszystko wyglada tu jak w starych chinach ktore znamy z filmow. Nie bede sie bawil w rozbudowane opisy, obejrzyj sobie zdjecia tu lub w necie, lub po prostu tu przyjedz bo warto! Dzis we wsi odbywa sie targ (w kazdy piatek), wiec jest na maxa tloczno. Ja oczywiscie zaczelem szalec z aparatem ale po chwili stwierdzilem ze moze najpierw znajde nocleg. Schowalem aparat i siegnelem po przewodnik, ktorego ... nie bylo. Zbladlem. Szybko przeanalizowalem co i gdzie, po czym stwierdzilem ze zostawilem przewodnik w autobusie. Na szczescie ze wzgledu na dzisiejszy targ przejechac jest tak trudno ze ja idac i robiac zdjecia bylem szybszy niz autobus. Bez problemow odzyskalem przewodnik i kamien spadl mi z serca (bez przewodnika to by byl dopiero harcore).
Znalezc kwatere nie jest latwo bo nie ma zadnych angielskich znakow, a ulice nie sa oznaczone (w koncu to wiocha). Pytalem ludzi korzystajac z adresu jedynego hostelu podanego przez Lonely Planet i dotarlem na ulice z wieloma drzewami. Przy tej ulicy jest co najmniej kilka guesthousow. Ja wybralem Yaoang Guesthouse i dostalem mini pokoj za 30 rmb. Miejsce calkiem przyjemne, wykonczone duza iloscia drewna w starym chinskim stylu. Do tego wszystkiego gospodarz powital mnie zielona herbata, a jego syn powiedzial kilka slow po angielsku. Jest ok.
Shaxi
wyobrazcie sobie ze tu minely sie dwa autobusy :)
przy tej ulicy mieszkam
dziedziniec mojego guesthousu na ktorym podano mi herbate
Zostawilem bagaz i poszedlem na zwiady. Niestety jest po 15 i stragany sa juz zwijane, a szkoda bo fajne foty sie zapowiadaly. Posnulem sie po wiosce i pozagladalem w rozne zakamarki (w tym do jednej swiatyni :)). Chodzilem tak po glownej ulicy gdy do moich uszu dotarl dzwiek makaronu wrzuconanego do rozgrzanego woka. Fried noodles to moje marzenie ostatnich dni. Bezdzwiecznie zamowilem wymarzona potrawe przy uzyciu palca wskazujacego i zasiadlem na mini krzesle przy mini stoliku. Po chwili przysiedli sie do mnie Tom i Victoria. Tom to starszy gosciu z Kanady, ktory podobnie jak ja chodzi po wiosce i celuje wszedzie obiektywem swego aparatu. Victoria to bardzo ladna mloda chinka, ktora jest jego ... kims tam (nie wnikalem). Pogadalismy sobie o tym i o tamtym, a ze milo nam sie gadalo to poszlismy pozniej do nich do hostelu pogadac jeszcze troche i wymienic sie kontaktami.
spacerujac po Shaxi
Po rozstaniu z Tomem i Victoria zrobilem jeszcze runde po okolicy. Udalo mi sie jeszcze wyjsc ze wsi i przejsc troche wzdluz pol. Po tej krotkiej wycieczce zawinelem sie na kwatere wczuc sie w miekkosc swego podwojnego loza. W zaciszu swego na wpol drewnianego pokoju popisalem strone. Zjem cos jeszcze, walne piwko i zamierzam pojsc wczesnie spac. Dzis spedze noc w ciszy i w stabilnym nie ograniczonym niczym lozu :).
spacer ciag dalszy
marynarka to prawie uniform chinskiego rolnika
sasiednia wiocha
oprocz drewnianych domow sa tu rowniez murowane w miare nowe budowle w chinskim stylu i z pieknymi malowidlami na scianach