Chcialem sie dzis wydostac z Szanghaju i ruszyc na Hong Kong. Niestety chciec a moc to roznica. Wydostac to sie mozna ale nie do Hong Kongu, ani do Shenzhen czy Guangzhou. Chiny to wielki, przeludniony kraj, co powoduje ze srodki komunikacji sa zapchane, a bilety na pociag/autobusy powinno sie kupowac/rezerwowac z wyprzedzeniem (zupelnie jak w Indiach).
Probowalem sie rano obudzic ale wczorajsze piwska mi to uniemozliwily. Ok 9:30 bylem gotowy do wyjscia. Na schodach spotkalem znajomych polakow, z ktorymi sie wczoraj serdecznie zegnalem. Oni tez nie dali rady wstac :). Poszlismy wszyscy razem do pobliskiej knajpki na zupe WonTon, czyli wielgachne pierogi w jakims bulionie. Napchany na maxa pozegnalem sie po raz drugi z krajanami i poszedlem na Jiangxi Rd 384. Tu swoja placowke maja chinskie koleje, wiec nie trzeba tluc sie az na dworzec po bilet. W wyniku problemow z komunikacja wychodzilem i wchodzilem ponownie ze 3 razy. Za kazdym razem probowalem ugryzc temat z innej strony i nie poddawac sie za szybko. Ostatecznie ustalilem ze: bilety bezposrednio do Hongkongu mozna kupic tylko na Shanghai Railway station, a bilety do Shenzhen i Guangzhou sa ale na za 2 dni. Mnie taka opcja nie satysfakcjonuje. Poniewaz obydwa pociagi sa zapchane to zalozylem ze ten do bezposredni do HongKongu tez pewnie zapchany i postanowilem pojechac od razu na South Bus Station. Pod kolejowa placowka spotkalem Grzeska i Lidie. Wymienilismy kilka zdan i pozegnalem sie z nimi po raz trzeci. Zeby nie tracic czasu i nie krecic sie po miescie postanowilem wylogowac sie z hostelu i pojechac tam od razu z plecakiem. Jak pomyslalem tak zrobilem. Zbiorka, check out i z buta na East Nanjing, potem linia 2 do People Square, a z tamtad linnia 1 na South Shanghai Railway Station. Z metra na dworzec autobusowy wychodzilem z 10 min i przeszedlem pod ziemia chyba z 5 km. W kasie dowiedzialem sie ze bus oczywiscie jest, ale dzis juz komplet, dlatego moge pojechac jutro. Moglbym pojechac na pale byle gdzie, byle na poludnie, ale po krotkim namysle stwierdzilem ze pozwiedzam jeszcze Szanghaj i pojade tym jutrzejszym. Koszt biletu to 370rmb, a odjazd o 12:22. Odszedlem od okienka i spotkalem ... Grzeska i Lidie. Jak juz pozegnalismy sie po raz 4 ruszylem w droge powrotna do hostelu. Cala trasa przez pol miasta w dwie strony z plecakiem niezle dala popalic moim biednym nozkom. Koncowke szedlem powoli, oszczedzajac obolale stopy jak sie tylko da.
karciana partyjka w jednym z zaulkow
W hostelu na szczescie bylo dla mnie miejsce i to dokladnie to ktore 2h temu zwolnilem :). Zregenerowalem energie na hostelowej kanapie i postanowilem wyruszyc na podboj Pudong New Area. Najlepiej pojechac metrem na stacje Lujiazui (jeden przystanek z East Nanjing). Tak wiec znowu metro i duzooo lazenia. Tym razem nigdzie sie nie spiesze tylko przechadzam sie powoli, zagladam to tu to tam i pstrykam foty :). W metrze jak zawsze obserwuje miejscowych, bo naprawde jest na co popatrzec. Najlepsze sa chlopaki z fryzurami, ktorych nie powstydzily by sie nawet nauczycielki z mojej podstawowki. Ciekawy jest rowniez sposob w jaki miejscowi mowia/rozmawiaja. Niejednokrotnie mam wrazenie ze ktos na kogos krzyczy lub jest jakas awantura, ale nie - to zwykla wymiana zdan. Po prostu chinczycy mowia tak jak w starych filmach kungfu:). Jak w metrze kilka osob krzyczy do telefonow to swoje "kueng peng" to jest niezly ubaw (na dluzsza mete niezle to meczace).
restauracja w garazu czy garaz w restauracji?
Pudong z bliska robi nie mniejsze wrazenie niz z drugiej strony rzeki. Co tu duzo gadac, cywilizacja w Chinach kwitnie i jak to mowi Lidia "nasze dzieci beda tu przyjezdzaly na zmywak". Budynki sa takie duze, ze nie mieszcza mi sie w kadrze i naprawde ciezko jest zrobic ciekawe zdjecie. Przeszedlem z buta wzdluz Lujiazui Rd. w ostatniej chwili uciekajac przed deszczem do metra.
na "otwieracz" mozna wjechac :)
Metrem przemiescilem sie na stacje Yuyan Garden, by znow zaglebic sie w uliczki starego miasta i zakupic jakies dobre pozywienie. Na szczescie wypadalo sie jak jechalem metrem i jak wyszedlem na powierzchnie to z nieba lecialy ostatnie krople. Ledwo ruszajac nogami poszedlem na Sipailou Rd zaglebic sie w stragany z zarciem. Zjadlem makaron z miejscowymi warzywami (10rmb), a na wynos wzielem sobie miske malych krewetek (10rmb) i niemala porcje czerwioniutkich rakow (5rmb). Zapasy zrobione i mozna bylo wracac.
Old Town po deszczu
Sipailou Rd
ubral sie i uczesal jak do opery :)
na taka porcyjke rakow i ja sie skusilem
Na kwaterze padlem jak dlugi. Moje nogi wolaja o litosc, ale nie ma lekko bo mam w dzisiejszych planach jeszcze jedna atrakcje. Wybieram sie nad rzeke popatrzec jak Pudong w nocy rozswietla sie tysiacem swiatel. Na moje nieszczescie wyruszylem za wczesnie i nie wzielem bluzy (w koncu wczoraj bylo 32 stopnie). Nad rzeka straszny wypizd, a do zachodu slonca jeszcze troche. Uznalem ze nie ma sensu wracac i zgrywalem twardziela siedzac na tym wietrze z krotkim rekawkiem. Co chwile pozowalem do zdjec lub odpowiadalem na pytania zajaranej mlodziezy. Gdybym w Polsce cieszyl sie takim zainteresowaniem plci przeciwnej :) to ... hoho:). Po ok godzinie doczekalem sie zmroku, trzasnelem foty i biegusiem wrocilem do domu.
Pudong New Area wieczorowa pora
Wieczorem pisanie stronki i kolacja mistrzow. Przyrzadzilem sobie miejscowa zupke, do ktorej wrzucilem miche krewetek. Napchalem sie porzadnie i chyba po raz pierwszy w zyciu przedawkowalem krewetki :). Na deser piwko i raki. Upackalem sie przy tych rakach po lokcie, wyprodukowalem siatke pancerzykow i szczypcow, ale i mieska troche bylo :).