baner
Dzienniki / Chiny 2011 / Dzien 25

19.05.2011 - Dehang

w Dehang

. . .

Dzis byl dzien z pod znaku lazenia, wchodzenia pod gorki oraz chlodzenia ciala w strumykach i wodospadach. Jak najbardziej byl to dzien aktywny. Na sniadanie byl grany smazony baklazan i o 10 bylem gotow do wymarszu. Na poczatek ruszylem Nine Dragon Stream Scenic Area w kierunku Liusha waterfall. Sciezka wiedzie pomiedzy spiczastymi gorami. W dolinie sa pola ryzowe, a na nich chinczycy w trojkatnych kapeluszach ze swymi bawolami. Ja oczywiscie ide z aparatem przyklejonym do twarzy :). Jest upal na maxa, wiec dobrze co chwile zatrzymac sie w cieniu i dac odpoczac rozgrzanemu cielsku.

widoki wzdluz sciezki

. . . . . .

akuku

.

W polowie drogi mozna odbic w prawo na Nine Dragon Waterfall, czyli sciezke stworzona przez jednego z miejscowych (wstep 10rmb). Podejmuje decyzje o dalszym marszu i obejrzeniu tej odnogi w drodze powrotnej. Niestety okazuje sie ze najwyzszy wodospad w chinach (216m) jest dzis zaledwie prysznicem. Obejrzec mozna tu wysoka skale i krople spadajace z gory. A jeszcze wczoraj byl wodospadem, na kwaterze angol pokazywal mi zdjecia na ktorych ewidetnie bylo widac spadajaca z gory w duzych ilosciach wode.

tu powinien byc najwyzszy w Chinach wodospad

. .

te spadajace krople to Liusha Waterfall

. .

Lekko po 11 siedze juz przy stworzonej przez jednego z wiesniakow sciezce. Tu po raz pierwszy zanurzam zagotowana glowe w zimnej wodzie strumyka. Place za wstep i dostaje od wiesniaka ... latarke. Znaczy sie bedzie ciekawie. Sciezka ma podobno 1,5 km, ale za pewne chodzilo im o 1,5 km w pionie :). Od samego poczatku droga prowadzi ostro pod gore. Idzie sie po schodkach, czasem po mostach zrobionych z kilku galezi, a czasem trzeba sie troche powspinac. Roslinnosc jest bardzo bujna, a wokol pelno robactwa i ogromnych motyli. Patrze dokladnie gdzie stawiam rece, aby nie zlapac przypadkiem jakiegos weza. Pomimo uwagi zgarniam twarza chyba ze 100 pajeczyn. Praktycznie caly czas idzie sie wzdluz wodospadu, ktory ma kilka zalaman. Najciekawszy fragment zaczyna sie, gdy nalezy wejsc po drabinie, a nastepnie wspiac sie delikatnie po skale.

widoki na sciezce

. .

na szlaku

. .

tu zaczely sie schody, a dokladnie drabina

. .

a schody sa tu

.

W pewnym momencie zorientowalem sie ze sciezka jakos bardzo zarosnieta, a ja zalewajac sie potem ide na czworakach mocno pod gorke. Stwierdzilem ze cos chyba nie tak i zawrocilem. Odnalazlem wlasciwa droge i dotarlem do punktu kulminacyjnego, do jaskini. Wejscie bylo malutkie, a niezbyt lubie ciemnosc i ciasnote. To wszystko nie wygladalo zachecajaco, ale pomyslalem ze moze da sie jaskinia wrocic na sciezke. Stwierdzilem ze sprobuje. Aby wejsc do jaskini trzeba wcisnac sie w poziomie w dosc niewielka dziure i przejsc kilka metrow na czworaka. W jaskini panuje kompletna ciemnosc, jest slisko i malo bezpiecznie. Radze nie ubierac sie w eleganckie ubrania i miec ze soba czolowke (rece sa naprawde potrzebne). Z latarka w zebach przeciskalem sie przy scianach, schodzilem i wchodzilem na skaly. Caly czas uwazalem by nie poslizgnac sie na gownie nietoperzy, ktorego jest tu calkiem sporo. Niestety pomimo calego wysilku, musialem zawrocic, bo jaskinia co prawda ma drugie wyjscie, ale nie zaryzykowal bym schodzenia po skalach w dol.

nalezy isc na wprost

. .

Bylo mi na maksa goraco i bylem caly umorusany w blocie. Najlepszym wyjsciem z sytuacji byla kapiel w wodospadzie. Wypatrzylem calkiem przyjemne miejsce, z dosc glebokim choc malym zbiornikiem wodnym. Na sciezce spotkalem zaledwie 3 osoby, wiec zalozylem ze raczej nikt nie bedzie przechodzil. Jak kapiel w takim miejscu, to tylko w stroju Adama :)..

tu zaznalem kapieli

. .

Drogie dzieci, chodzenie w mokrych i sliskich sandalach po skalach grozi urazem, a wujek Grzesiek sprawdzil to dla was juz dwukrotnie. Malo brakowalo a znow skrecilbym sobie kostke jak w Tajlandii. Na glownej sciezce bylem znowu troche po 13. Bylem zmeczony i umorusany, ale usmiech na twarzy mialem od ucha do ucha. Ta boczna sciezka jest naprawde ekstra i moge ja szczerze polecic. Slonce nie odpuszczalo ani na chwile, wiec marsz na kwatere nie nalezal do najprzyjemniejszych. W guesthousie spotkalem szwedki i zjadlem z nimi przepyszny posilek. Dziewczyny opowiedzialy o swojej dzisiejszej wyprawie przez Yuquanxi Scenic Area. Ich zdjecia byly calkiem spoko, wiec nie moglem sobie darowac tej przyjemnosci. O 15:30 wyruszylem w droge. Zostalem ostrzezony ze trasa moze mi zajac troche czasu i musze uwazac by zdazyc przed zmrokiem (tu nie ma zadnego oswietlenia). Uwazam sie za osobe raczej wysportowana, wiec stwierdzilem ze zrobie ta trase na szybko. Jak pomyslalem tak i zrobilem.

widok na Dehang z Yuquanxi Scenic Area

. .

Droga prowadzi najpierw podobnie jak na Nine Dragon Stream Scenic Area, dolina wsrod pol ryzowych. W pewnym momencie robi sie ciasno i sciezka biegnie waskim przejsciem miedzy gorami. Kolejny etap to schody w gore. Mniej wiecej w polowie stracilem rozped i zorientowalem sie ze ledwo zipie. Zwolnilem tempo i pialem sie w gore, starajac sie nie wypluc pluc. Rozgrzany organizm chlodzilem co chwile w strumykach. Na szczycie bylem o 16:30. Bylem niesamowicie wyczerpany, ale szczesliwy ze juz dalej sie nie da. Ku mojemu zdziwieniu na szczycie ujrzalem tarasy ryzowe i ... autostrade. Ci szaleni chinczycy zbudowali autostrade (albo tory kolejowe) biegnaca po szczytach gor. Niesamowite. Niestety nie bylo mi dane odpoczac na gorze i podziwiac widoki. Zaatakowala mnie chinska liczna rodzina. Zrobili sobie ze mna kilkanascie zdjec i jak tylko skonczyli musialem sie ewakuowac. Zejscie bylo przyjemniejsze niz wejscie, ale czulem ze troche dzis przeszedlem. Wyczerpany dotarlem na kwatere. Wiejska cisza, porzadny posilek i piwo, to wszystko czego dzis potrzebuje.

.

widok z jednej strony szczytu

.

widok z drugiej strony szczytu

.
statystyka