W koncu opuszczam Szanghaj :). Rano bez stresu, spokojna pobudka, kapiel i check out. Jeszcze zaspany nieopodal hostelu usiadlem na pierozki, czyli Zupe Wonton. Pierogi sa ogromniaste i jest ich pelno, wiec zjedzenie calej porcji to zadanie dla najlepszych. Knajpe moge zdecydowanie polecic. W srodku zawsze pelno chinczykow, jedzenie dobre, a ceny przystepne (Wonton 8rmb). Miejsce dla osob nie zwracajacych uwagi na estetyke i problemy z komunikacja (zamowienie na podstawie wskazania paluchem na garnek z pierogami :)). Jak juz bylem wypchany na max ruszylem na dworzec. Niestety czuje w nogach i plecach zmeczenie wojazami ostatnich dwoch dni. Czlapie tak powoli, starajac sie bardziej nie nadwyrezac strudzonego ciala.
pranie na ulicy. To takie chinskie.
placki wprost na ulicy
moj poranny Won Ton
W tym miejscu chcialbym wspomniec o kulturze jazdy, a dokladnie o sytuacji pieszych. Otoz pieszy nie ma pierwszenstwa nigdy. Nawet na pasach i na zielonym swietle strabia cie i prawie przejada. Sa bezczelni do tego stopnia, ze przejada ci po palcach, ale nie przepuszcza, a przypominam ze jest zielone dla pieszych. Ciekawy jest tez zwyczaj w jaki skutery zatrzymuja sie na czerwonym, czyli na pasach. Efekt jest taki ze piesi musza kluczyc miedzy jednosladami i dodatkowo uwazac zeby nie zostac przejechanym.
skutery na przejsciu
pekinczyk w szanghaju?
Przy wejsciu do metra zawsze jest kontrola bagazu, co by zadnej bomby nie wniesc. Wczoraj przechodzilem i nie bylo problemu, natomiast dzis zostalem zatrzymany poniewaz mam noz. Ano mam, w koncu jestem na drugim koncu swiata, a bez noza to jak bez reki. Spisali moje dane z wizy i klaniajac sie w pol puscili na stacje metra. Na dworzec dotarlem taka sama trasa jak wczoraj, czyli linia 1 metra. Poniewaz wczoraj juz tu bylem, bardzo sprawnie dotarlem do poczekalni, usadzilem sie i wzielem za czytanie przewodnika. 1,5 h oczekiwania minelo bardzo szybko i po zrobieniu zapasow na podroz moglem wsiadac do autobka. No i tu pojawia sie kolejny problem, czyli kiedy przejsc przez "boarding gate". Z chinskich napisow nic nie rozumialem wiec 20 min wczesniej podszedlem do bramki. Odprawiajaca pani nie mogla sie wyslowic, ale stojacy obok niej inny pasazer wszedl na szczyt swoich zdolnosci lingwistycznych i powiedzial "no", wiec domyslilem sie ze to jeszcze nie teraz. Aby nie przeoczyc swojego autobusu zostalem przy bramce, a odprawiajaca pani kiwnela mi glowa w odpowiednim momencie.
skuter z "podgrzewanymi manetkami"
szanghajska ryksza
w pospiechu do pracy
McDonald
Moj dzisiejszy autobus to sleeper, ale musze przyznac ze takim jeszcze nie jechalem. Sa trzy rzedy lezanek: lewa, srodkowa i prawa. Lezanki sa przewidziane na rozmiary azjatyckie, wiec mialem nie maly problem aby przyjac wygodna pozycje. Przed wejsciem na poklad wszyscy grzecznie zdejmuja buty, wiec niezle wali uzywanymi skarpetami. Centralnie nad moim lozkiem bylo tv wiec nie przegapilem zadnego filmu podczas podrozy. Autobus ruszyl i po pewnym czasie nawet znalazlem wygodna pozycje, ogolnie zapowiadalo sie niezle.
moje jest to po srodku z tv
Kawalek za Szanghajem zatrzymalismy sie na jakims dworcu i do autobka wladowal sie nie maly tlumek. Oczywiscie miejsc lezacych juz nie bylo, wiec towarzystwo zajelo miejscowki na podlodze. Przez chwile mialem nadzieje ze to tylko na chwile ale mylilem sie. Teraz z prawej i lewej mialem chinczyka, a odleglosci pomiedzy nami momentami nie bylo zadnej. Po lewej mialem slodkiego dzieciaka, ktory lapal sie mnie mocno za kazdym razem jak wstawal (a wstawal czesto).
Po kilku godzinach, kilkuset kilometrach i kilku filmach, zatrzymalismy sie na postoju. Na postoju kilka autokarow i tylko jeden bialas, czyli ja. Bialasy chyba zadko jezdza tymi autobusami, bo na postoju wzbudzalem nie male zainteresowanie - nie obeszlo sie bez wskazywania paluchami. Posilek w tym miejscu to 20rmb i kazdemu nalezy sie to samo. Jedzac dokonalem czegos co zawsze wydawalo mi sie niemozliwe, czyli jadlem ryz paleczkami :) (nie bylo lekko ale glod dodal mi skrzydel).
wieczorny posilek
Gdy ruszylismy w dalsza droge rozpoczely sie pielgrzymki do lazienki (a przed chwila byl postoj), wiec po chwili do zapachu skarpet dolaczyl zapach cieplego moczu. Niestety na tym nie koniec, poniewaz jednemu z moich sasiadow posilek na postoju nie wyszedl na dobre. A raczej wyszedl mu i to bardzo dobrze, bo zapelnil nim az dwie torebki. Coz moglem zrobic, odwrocilem sie na drugi bok czyli w kierunku drugiego chinola ktory donosnie chrapal. Po chwili zapach skarpet, moczu i rzygowin wymieszal sie i przestalem czuc cokolwiek. Juz nawet placz dzieci przestal mi przeszkadzac i postawilem usnac.
Nie bylo latwo poniewaz panowie po bokach walczyli o jakakolwiek przestrzen, bo mieli jej naprawde niewiele. Co chwile ktos wbijal mi lokiec w plecy, opieral glowe na moim ramieniu, czy nodze. Ogolnie swojski klimat. Poniewaz w porownaniu do lezacych na podlodze mialem naprawde luksusowa miejscowke, w koncu udalo mi sie usnac.
widzicie moje nozki?
moj towarzysz podrozy