baner
Dzienniki / Indie 2008 / Dzien 19

03.11.2008 - Jaisalmer

Po nocnej podrozy pospalismy sobie do 12, po czym podnieslismy sie zmeczeni z lozek, aby ruszyc w miasto. Przed wyjsciem zdazyl "zlapac" nas wlasciciel hotelu, ktory z szerokim usmiechem zapytal nas o Safari. Oczywiscie tak sie szczesliwie sklada, ze on organizuje super safari !!! Niesamowite szczescie nas spotkalo :). My przyjezdzajac do Jaisalmeru, mielismy w planach odbycie takiej wycieczki, wiec rozpoczely sie negocjacje. Cena wyjsciowa byla spora, ale kilkakrotne proby wyjscia z pokoju naszego rozmowcy, spowodowaly ze udalo nam sie zejsc o 1500rs. w dol i dostac jedna noc w hotelu gratis. Cena byla odrobinke wieksza niz 500rs za dzien okreslone w naszym przewodniku jako minimalna stawka. Mimo tego wlasciciel hotelu zapewnial nas, ze jemu zalezy bardziej na dobrej reputacji (niz firmom z rynku, polecanym w Lonely Planet), bo on przeciez zajmuje sie glownie prowadzeniem hotelu. Ze wzgledu na ogolne zmeczenie i zniechecenie do negocjacji z hindusami, przystalismy na jego oferte, schodzac jeszcze 100rs. w dol. Przynajmniej zachowalismy poprawne stosunki z hotelarzem, a nasluchalismy sie wczesniej historii, ze reaguja dosc nerwowo jak nie daj Boze skorzystasz z oferty konkurencji. Gdy organizacje safari mielismy juz za soba, ruszylismy w kierunku slynnego piaskowego fortu.

Fort z zewnatrz

. . .

Kup pan bransolete! albo daj rupcie za fote!

.

Jaisalmer to mala miejscowosc niedaleko terenow pustynnych, wiec klimat jest tu specyficzny. Jest goraco i sucho, zamiast ziemi jest jasny piach, a zabudowania to proste, niskie i kwadratowe konstrukcje koloru piaskowego. Mieszkancy miasta zyja glownie z turystow. Przybywaja tu oni w duzych ilosciach, zwiedzaja fort i traktuja miasto jako baze wypadowa pustynnych safari. Po kilku minutach spaceru docieramy do bram fortu. Fort to duza piaskowa budowla, ktora powstala w XII w. i oprocz kilku sredniowiecznych remontow, przetrwala w tej samej postaci do dnia dzisiejszego. Ewenementem jest to ze w forcie caly czas mieszkaja ludzie (25% populacji calego Jaisalmeru), wiec nie jest to tylko zabytek. Praktycznie kazdy budynek wewnatrz tego duzego zabytku, to restauracja, guest house, firma organizujaca safari lub sklep z pamiatkami, tudziez ubraniami. Fort jest przyjemnym miejscem, w ktorym poczuc mozna klimat sredniowiecznego radzastanu, jedynie duza liczba reklam i szyldow psuje urok tego miejsca. Zabytek ten jest na liscie 100 najbardziej zagrozonych obiektow dziedzictwa kultury swiatowej. Niszczeje ze wzgledu na monsuny wyniszczajace powoli piaskowa budowle, oraz dzialalnosc turystyczna prowadzona przez jej mieszkancow.

Fort w srodku

. . .

Swiatynia wewnatrz fortu

. .

W obrebie fortyfikacji jest pelno waskich ulic, ciasnych i starych domow, kilka swiatyn i palac maharadzy. My przeszlismy sie waskimi ulicami fortu, nie znalezlismy pierwszej swiatyni, druga wydala nam sie nijaka. Potem zniecheceni kolejna spora oplata za zwiedzanie, marnie wygladajacego z zewnatrz (kolejnego) palacu udalismy sie na obiadek. Na miejsce posilku wybralismy "Ristorante Italiano". Pod ta wyniosle brzmiaca nazwa, kryla sie mala chalupka, z kilkoma stolikami na dachu. Gdy na poczatku zajrzelismy do srodka myslelismy, ze wchodzimy komus do pokoju, ale pewien hindus wskazal nam droge na rooftop. Schody byly bardzo strome i waskie, a drzwi prowadzace do kolejnych pomieszczen przypominaly wejscie do dziupli. Dalo sie odczuc, ze nie jest to mieszkanie zbudowane w naszych czasach. Zajelismy miejsca na dachu tej specificznej restauracji i zjedlismy wcale nie tani, lecz naprawde smaczny i duzy posilek.

Restauracyjne widoki

.

Wewnatrz restauracji, czyli ciasno i stromo

.

Najedzeni do syta, opuscilismy fort i ruszylismy w kierunku kolejnych zabytkow, czyli slynnych Havelis (budynkow zamieszkalych niegdys przez wysoko postawionych ludzi, zwanych Rajputami). Pobladzilismy troche w ciasnych uliczkach. Mapa z naszego przewodnika byla kompletnie nie przydatna, zreszta jest tam duza ilosc nieprawidlowych informacji, szczegolnie jezeli chodzi o ceny. Ostatecznie przy pomocy tubylcow dotarlismy we wlasciwe miejsce.

Ulice Jaisalmer'u

. .

Z zewnatrz "hawela" prezentowala sie bardzo ladnie, a jej bogate zdobienia zachecily nas do zwiedzenia wnetrza (pomimo kolejnej wysokiej ceny za wejscie). Wnetrze pierwszego pokoju wrecz zapieralo dech w piersiach, pelno zlota i malych lusterek, naprawde fajne. Kolejne byly mniej wypasione (ale rowniez ciekawe). W kazdym pokoju byla ekspozycja, prezentujaca jak zyli tu dawni mieszkancy, a zyli na calkiem niezlym poziomie :).

Patwa-ki-haweli

. . .

Nastepnie udalismy sie na glowny rynek miasta, skorzystac z bankomatu i ustalic kwestie transportu do Udajpuru. Juz wczesniej dostrzeglismy ze wiekszosc hindusow nie wie co to kolejka, pchali sie po 3-4 do pomieszczenia, w ktorym stal bankomat, chuchajac poprzednikowi na szyje. Po wygraniu batalii o bankomat, ustalilismy tez ze autobus do Udajpuru jedzie 13 godzin, kosztuje 350rs od osoby i sa w nim miejsca sypialne :). Podczas powrotu na kwatere, zachaczylismy o Juice Center i trzasnelismy tam mega slodki sok wycisniety z ananasa.

Juice center

.

Wracajac do domu postanowilismy zakupic jakies ciuszki na czekajace nas safari. Po poszukiwaniach odpowiednich materialow, ksztaltow i kolorow, dotarlismy znowu na teren fortu. Tu zakupilismy spodnie alibaba style dla Karli i zwiewna koszule dla Gre, walczac o cene jak na slowianskich wojownikow przystalo. Ze swierzymi lupami ruszylismy do hotelu, gdzie zasiedlismy na dachu. Tu popijajac czaj popisalismy dziennik, podziwiajac oswietlony fort. Spac kladlismy sie ciekawi majacego sie odbyc nazajutrz dzikiego safari... pragniemy dzikosci, prazacego slonca, ciszy i spokoju :).

Na marginesie mozemy dodac ze meczaca sprawa jest zbytnia ciekawosc sprzedawcow i wlascicieli hoteli/restauracji. W Polsce wchodzi sie do jakiegos obiektu i jezeli cokolwiek czlowiekowi nie odpowiada, to wychodzi sie i szuka do skutku tego jedynego. Tu w Indiach jezeli sie juz gdzies wejdzie, to przy wychodzeniu jest sie zasypywanym masa pytan. Co ci nie odpowiada? Jaki jest problem? Dlaczego wychodzisz?, przeciez tu jest tak fajnie. Oczywiscie prosta odpowiedz ze chcesz isc gdzie indziej nie jest wystarczajaca i napotyka na przerozne propozycje rozwiazania problemu. Z jednej strony mile jest zainteresowanie kazdym klientem, ale ile mozna sie tlumaczyc, skoro i tak wlasciciel nie probuje zrozumiec, tylko stosuje kontrargumenty.

statystyka