Glowny cel dzisiejszego dnia: wydostac sie z Jaisalmeru i ruszyc dalej w trase. Z bolacymi tylkami ruszylismy rano na miasto w poszukiwaniu odpowiedniej agencji przewozu osob, ktora by nam to umozliwila. Niestety Radzastan ma srednio rozwinieta komunikacje pociagowa, ze wzgledu na suchy i pustynny klimat. Troche kilometrow przed nami, wiec zdecydowalismy sie na opcje, z ktorej jeszcze nie bylo dane nam korzystac, mianowice autobus sleeper. Zapuscilismy wasy wywiadowcze i ustalilismy, ze trza sie udac na Hanuman Chowk do znanej i lubianej agencji Hanuman. Po drodze spotkalismy kolezke ktory chetny byl nam sprzedac bilety bez mrugniecia okiem - ale zdecydowanie odradzamy zakupy u przypadkowych przedstawicieli przewoznikow. Potem mogloby sie okazac ze zakupiony bilet jest nic nie warty i trzeba zaplacic jeszcze raz za wlasciwy, bo inaczej nie wpuszcza czlowieka do autobusu. Kupujcie bilety bezposrednio w autobusie, lub biurze przewoznika.
Ulica Jaisalmer'u
Na miesjcu w Hanuman Travel okazalo sie ze maja tylko single sleepera, czyli jedno wolne lozko w autobusie, ale pan nas oswiecil ze przeciez mozemy spac na zmiane! Hindusi zawsze maja takie nowatorskie pomysly...sami zapewne bysmy na to nie wpadli :). Troche nam sie to nie usmiechalo bo w koncu to 15 godzin w trasie. Poszlismy do sasiedniej agencji i tam juz bez problemow zakupilismy bilet na podwojne lozko. Kolezkowiec z agencji krecil cos podejrzanie, ze najpierw mielismy dzielic to lozko w 4 osoby, ale tylko przez pierwsze 5 godzin. Pozniej nie za bardzo jasno sie wypowiadal, czy to autobus bezposredni, czy z przesiadka i transferem w Jodhpurze... Widac ze kreci na ostro :). Stanelo na tym ze autobus bezposredni, a jak doplacimy 60 rupalow to mamy cale loze dla siebie. Postanowilismy dac im kredyt zaufania, choc juz nie raz sie przejechalismy..no ale slowo sie rzeklo. Zakupilismy bilety, pytajac sie piec razy czy jest to autobus bezposredni i postanowilismy sie nie martwic. Jakos dojedziemy :). Tymczasem zostalo nam pol dnia na Jaisalmer.
Indyjska ciezarowa
Cos sie dzialo, nie wiemy co, ale wygladalo groznie
Po krotkiej dyskusji z panem rikszarzem na temat orientacji w terenie i upewnienia go, ze umiemy czytac z mapy odleglosci, za wygorowana sumke 20 rs pojechalismy nad jezioro Gadi Sagar. Jezioro to zbyt szumne slowo. Zastalismy tam raczej miejski staw, z gatunku brudnych i zanieczyszczonych. Ale mimo to, to i tak fajne miejsce. Otoczone swiatyniami z piaskowca, zacienionymi drzewami. Mozna na miejscu wypozyczyc rower wodny lub gondole, z tym ze nie za bardzo wiemy po czym tam poplywac, tereny raczej malo rozlegle. Za to najwieksza frajada to ryby, mega wielkie, z wasami, obstawiamy ze z rodziny sumiastych. Co tam sie dzialo jak wrzucilismy kromki chleba!!! Plusk i walka na calego :), ku naszej uciesze i radosci oczywiscie :).
Karla karmi rybki
Woda az wrzala
Jezioro w Jaisalmer
Troche posapacerowalismy, kilka fot to tu to tam i jak zaczelo nam burczec w brzuchach ugoscilismy sie w Palaya Hotel & Resteurant. Mile miejsce, z dobra mleczna kawa na zimno, fajna obsluga i niewygorowanymi cenami. Gre coraz bardziej lubuje sie w potrawie zwanej Malai Kofta, czyli pulpet z indyjskiego sera plywajacy w packowatym sosie.
Malai Kofta (40rs.) + 2xCiapatti (2x4rs)
Ostatnie spojrzenie na fort
Zalatwilismy formalnosci zwiazane z wykwaterowaniem sie z hotelu, zakupilismy owoce na droge i ruszylismy na stanowisko odjazdu busow. Pan kierowca z pomocnikiem troche dumali nad naszymi biletami twierdzac, ze to nie bezposredni autobus. Widzac nasze marsowe miny, po szybkiej hinduskiej dyskusji stwierdzili, ze to jednak bezposredni :) (takze juz wiemy co nas czeka). Sleeper bus jest wymyslem calkiem niezlym na dluzsze trasy. Mozna sie wylozyc na pieterku, przyciac komarka i tylko troche uwazac na glowe w razie wyboi na drodze (rownych drog raczej nie bierzemy pod uwage:). Ruszylismy i nie wydawalo sie tak zle. Pierwsza pobudka na pierwszym postoju, na ktorym do naszego busa wbilo sie kilka osob (kilka osob za duzo). Wtedy zrozumielismy tez o co chodzilo z tym jechaniem na lozku w wiecej osob. Do kolezki, ktory spal sobie smacznie, na pojedynczym lozku obok, wskoczyl jakis pan, kladac chlopakowi skarpety prawie na twarzy. My na szczescie zaplacilismy za wylaczne prawo do swojego lozka. Czulismy sie troche jak malpy w zoo, poniewaz kilkunastu zaciekawionych naszymi osobami hindusow skierowalo oczy na nasze oblicza. Niebawem sie rozluznilo, a my dalej probowalismy spac, podskakujac na wybojach...
Pierwszy sleeper
Obudzilismy sie w Jodhpurze. Pan kierowca z pomocnikiem oznajmili nam ze to koniec trasy i musimy sie przesiasc. Troche zaspanych i zniesmaczonych, tym ze jednak nasze przypuszczenia okazaly sie prawda, zapakowali nas do rikszy. Udzielili wskazowek kierowcy i pomachali nam na pozegnanie, twierdzac ze bedzie dobrze. Nastawilismy sie bojowo, jak sie okazalo zupelnie nie potrzebnie. Pan rikszarz zawiozl nas najpierw do jednego biura (biurko wystawione na ulicy). Tu obcy pan naskrobal nam cos na bilecie i udzielil naszemu kierowcy jakis magicznych hinduskich wskazowek. Ten z powrotem zapakowal nas do rikszy i zawiozl kawalek dalej do innego biura. Na miejscu okazalo sie ze nasz autobus podjedzie za pol godziny i nim juz bezposrednio dojedziemy do Udaipuru. Za riksze nie musielismy placic, wygladalo na to ze wszystko jest jak nalezy. Zastanawialo nas tylko po co te wszystkie sciemy, ze autobus bezposredni, ze zadnych komplikacji i przesiadek...Wystarczylo nas najzwyczajniej w swiecie poinformowac co i jak, a zaoszczedzilo by to nerwow i nam i panom z biur, zasypywanych naszymi ciaglymi pytaniami, co sie dzieje i o co chodzi. Suma sumarum z lekkim, bo polgodzinnym poslizgiem zaladowalismy sie do naszego zoltego, calkiem ogarnietego autobusu. Warunki jeszcze lepsze niz w pierwszym, lozko z przesuwanymi drzwiami (takze mozna bylo sie elegancko odizolowac od reszty busa, nikt sie nie gapi, nie zaglada), przyciemniane szyby, dzialajaca lampka i mieciutkie oparcia na glowe.
Drugi sleeper (naprawde fajny)
Tak to moglibysmy jechac daleko. Jak tylko opuscilismy aglomeracje miejska, zrobilo sie milej i spokojniej - troche rzucalo, ale to i tak komfort w porownaniu z siedzeniem na embriona. Takze zawinelismy sie jak nalesniki w przescieradlo i odplynelismy w cudowna kraine snow, mknac zoltym busem przez indyjska ziemie.