Udajpurskie widoki
Obudzilismy sie wypoczeci i pelni checi do dzialania. Syte i smaczne sniadanko na skapanym w (mocnych) promeniach slonca rooftopie naszego guesthousu, dodalo nam energii. Pierwszym punktem na naszej liscie byl City Palace, czyli najwiekszy palac w Rajasthanie, zbudowany ocziwiscie przez roznych maharanow. Od razu nalezy wspomniec o pewnej waznej rzeczy, otoz udajpurski maharaja, to maharana i tak bedziemy tytulowali tutejszego wladce. Nasz guest house znajduje sie jakies 150m od City Palace, wiec droga byla krotka. Wjazd na teren muzeum palacowego, to jedyne 50rs od osoby, za uzywanie aparatu placi sie 200rs. Jak zawsze na poczatku zwiedzania zachwalanych przybytkow zdazylismy wszystko obsmiac, a dopiero pozniej okazalo sie, ze rzeczywiscie jest co ogladac. Palac tutejszego maharany to perelka tego miasta, w zwiazku z tym turysci przybywaja tu masowo. Tlumy niemcow, anglikow, amerykanow i hindusow, zdecydowanie utrudniaja zwiedzanie, a wrecz powoduja, ze odechciewa sie przebywania w tak zatloczonym miejscu. W niektorych miejscach stali porzadkowi z gwizdkami, ktorzy dyrygowali ruchem wewnatrz pomieszczen.
Widok na city palace
Widok z palacu
No ale wracajac do samego palacu, jest co w nim ogladac. Jest duzo pomieszczen, korytarzy, ladnych wewnetrznych ogrodow i dziedzincow, jak rowniez dobre widoki na Udajpur i palace na wodzie. Bogato zdobione pokoje, a takze stare malowidla i obrazy, rozbudzaja wyobraznie i pozwalaja wyobrazic sobie jak bajkowe zycie wiedli tu udajpurscy wladcy (pozazdroscic).
Ogrod wewnatrz
Dziedziniec
Jeden z pokoji palacowych
Gdy zwiedzilismy czesc muzealna postanowilismy odwiedzic czesc hotelowa (wstep 25rs), a zrezygnowalismy z kolekcji krzysztalowych mebli (350rs to rozboj w bialy dzien). City palace to oprocz muzeum, trzy budynki hotelowe (jeden na stalym ladzie i dwa na wyspach). Nie trzeba chyba tlumaczyc, ze hotele te sa z najwyzszej polki, najtanszy pokoj kosztuje 400 usd (nie skorzystalismy). To wlasnie w tej scenerii krecony byl James Bond. Oczywiscie palace i ogrody wokol nich sa naprawde wypasione i pozwolily nam poczuc sie choc przez chwile luksusowo.
Wjazd do hotelu
My
Widok z ogrodu
Widok z sunset terrace
Mocne slonce powodowalo, ze mozgi gotowaly nam sie w czaszkach. Spragnieni wody i cienia, opuscilismy mury palacu maharany i postanowilismy pozwiedzac ulice Udajpuru. Zaraz za wyjsciem z City Palace, nawinely nam sie dwie swiatynie. Jedna mala, wygladajaca dosc biednie, w ktorej pan na sile chcial nas oprowadzic, a potem chcial pieniadze "as you like" (nic nie dostal). Druga swiatynia (Jagdish Temple) to juz nie przelewki. Calkiem okazala, ozdobiona duza iloscia malutkich plaskorzezb, dodatkowo w srodku odbywalo sie "nabozenstwo". W tym miejscu nalezy wspomniec, ze hinduskie swiatynie roznia sie bardzo od naszych chrzescijanskich. Nasze sa ponure, powazne, wrecz smutne, a ksieza ubrani sa na czarno. Tutejsze swiatynie sa wesole, obfituja w jaskrawe kolory (w nocy blyszcza jak dyskoteka w dosc tandetny, lecz specyficzny sposob), kaplani sa ubrani zazwyczaj na pomaranczowo i usmiechnieci od ucha do ucha. "Nabozenstwo" polegalo na tym, ze grupka ludzi siedziala po turecku na podlodze, jeden pan wybijal rytm bebenkiem, a reszta spiewala cos wesolo. Klimacik byl przyjemny. Zdjec nie ma, bo w wielu indyjskich swiatyniach (rowniez w tej) zdjec robic nie wolno, a szkoda. Nastepny punkt na naszej liscie stanowila kolejna havela. Skusila nas tytulem najwiekszej w Rajasthanie oraz tym ze w swoich zbiorach muzealnych ma najwiekszy turban na swiecie, a tego przegapic nie moglismy. Bagore-ki-haveli (bo tak brzmi nazwa tego przybytku), moze i miala wiele pomieszczen, ale jak dla nas byla kompletnie nijaka. Poprzednie havele wrecz ociekaly zlotem i dokladnie rzezbionymi zdobieniami. Tutaj bylo szaro-buro + grzyb na scianach, calosc wygladala biednie. Eksponaty muzealne nie zaciekawily nas kompletnie, a ow najwiekszy turban swiata zrobiony byl chyba z plastiku lub jakiegos innego badziewia. Myslelismy ze to najwiekszy turban jaki mozna na leb zalozyc, a to taka tandeta byla, ze Polacy to by mogli raz dwa, piec razy wiekszy zrobic. Do tego Karla obejrzala darmowy teatrzyk kukielkowy. Byl co najmniej dziwny...i kompletnie nie mozna bylo skumac o co chodzi, zreszta chyba sam rezyser wymyslal scenariusz na biezaco.
Najwiekszy turban
Widok z okna haveli
Zawiedzieni havela, postanowilismy opuscic to miejsce i przejsc sie wzdluz brzegu jeziora Sagar na druga strone i zobaczyc co dzieje sie w okolicy Hanuman Ghat. Jezioro Sagar to (jak chyba wszystkie zbiorniki wodne i rzeki w Indiach) swiete miejsce, takze sa tu ghaty (schody), na ktorych wierzacy hindusi "myja" swe ciala i "piora" ubrania. Ze wzgledu na ilosc smieci plywajacych w tym i innych jeziorach i rzekach, wyglada to dosc smiesznie, no ale trzeba uszanowac inna kulture. Okolica Hanuman Ghat to turystycznie przystosowane waskie uliczki z duza iloscia sklepow z pamiatkami, agencji turystycznych i hoteli. Hotele w tej okolicy reprezentuja zdecydowanie wyzszy poziom niz wybierane przez nas guesthousy. Jezeli pieniadze nie stanowia dla ciebie problemu, to przyjezdzaj do Indii. Tu za stosunkowo niskie stawki (w porownaniu z Europa) mozna wiesc naprawde luksusowe zycie. Cyknelismy kilka fot z drugiej strony jeziora i biegiem w strone Car collection, czyli kolekcji samochodow jak sama nazwa wskazuje :). Poniewaz Karla nie byla zainteresowana, postanowila odwiedzic zauwazony po drodze Tibetan Market, a Gre skierowal kroki do Car collection. Za obejrzenie kolekcji placi sie 100rs od osoby, w cenie dostaje sie "garazowego", ktory pelni funkcje odzwiernego, straznika i przewodnika. Samochodow jest 22, a kazdy stoi w osobnym garazu. Sa stare mercedesy, buick'i, rolls&royce'y (w tym jeden przerobiony na terenowke, drugi na trucka, a trzeci to stary phantom), morrisy, ford a i inne. Samochody nie sa w stanie muzealnym, wszystkie byly uzytkowane przez maharane i maja przebiegi nawet ponad 40 tysiecy. Wszystkie samochody mozna dokladnie ogladac (obejsc dookola) i nawet dotykac :). W kolekcji sa tez probne riksze na energie sloneczna i jedna karoca. Dla milosnikow motoryzacji jest to ciekawa propozycja w ofercie Udajpuru.
Car collection
Pani "pierze" ciuszki
Wracajac na kwatere zahaczylismy jeszcze o jedna restauracje, w ktorej na poczekaniu stworzono nam garden restaurant na tylach obiektu :). Najedlismy sie do syta i wrocilismy odswiezyc sie do domu. Na wieczor zaplanowalismy sobie obejrzenie slynnego w Udajpurze Jamesa Bonda pt. "Octopussy", ktory byl tutaj wlasnie krecony. Poniewaz wieczorem puszczaja to w duzej ilosci restauracji, nie mielismy problemu z odnalezieniem jednej z nich. Wybrane przez nas miejsce wydawalo sie kiepskie, podczas gdy na innych rooftopach rozbrzmiewaly juz dzwieki filmu, u nas nawet nie bylo telewizora. Na szczescie obsluga (ponaglona nasza proba wyjscia) ogarnela sie i wyciagneli niemaly szklany ekran. Jeden z kucharzy nie potrafil podlaczyc tego niezwykle zaawansowanego technicznie sprzetu i trzeba bylo mu pomoc. Nam z pomoca przyszedl manager restauracji i w koncu film ruszyl. Ogladalismy film popijajac rum z cola z plastikowych butelek (z wczorajszego wieczoru zostala nam prawie cala butla rumu :). Musimy dodac ze ogladanie filmu (ktorego fabula toczy sie w Udajpurze), na dachu udajpurskiej restauracji bylo strasznie fajna akcja.
Wieczorne kino
Poniewaz alk lekko uderzyl nam do glowy, poszlismy na wieczorny spacerek. Usiedlismy sobie nad brzegiem jeziora i rozprawiajac na najrozniejsze tematy, delektowalismy sie miastem noca. Gdy wracalismy weseli na kwatere, zatrzymal nas jakis grubszy pan na motorze. Spytal sie czy bralismy narkotyki i czy mamy jakies przy sobie, kazal nam chuchnac i wypytywal gdzie siedzielismy. Potem powiedzial, ze jest policjantem i chcial nas sprawdzic (chyba wygladalismy na zawianych :). Nasz chuch rozwial jego watpliwosci... to tylko rum :) Moglby sie lepiej zajac kolezkowcami, ktorzy co 20 min proponuja nam hasz i inne tego typu uzywki. Kilkanascie minut pozniej, smagani lekkim wiaterkiem znad jeziora wtulilismy twarz w poduche.