Udalo nam sie dotrzec do raju. Pociag z lekkim poslizgiem 1 godziny dotarl na stacje Thivim. Stad niecale 10 km dzielilo nas od Chaporry i Vagator. Zaczynamy jechac z tematem Goa od polnocnej czesci. Plan jest taki - gdzie nam sie spodoba zostajemy na dluzej, a jak nie uciekamy. Cynk na kwaterki dostalismy juz w pociagu od jednego rozgadanego Angola. Nie ma problemu z transportem od stacji, do wyboru sa riksze (ok 220 rs - 2 osoby), taksowki (ok. 360 rs - maks 4 osoby).
Widok taryf po wyjsciu z pociagu w Thivim
My zlapalismy, a w zasadzie nas zlapano na prywatny podwoz malym busem za 200 rs za dwoch podroznikow. Omletem i wypasnym veg burgerem uraczylismy sie w Mango Tree, a nastepnie ruszylismy w celu poszukiwania lokum. Ceny, oczywsicie z zaleznosci od warunkow zaczynaja sie od okolo 200-250 rs/double room wzwyz. Waznym czynnikiem jest ilosc dni na jakie sie chce pozostac, wtedy smialo mozna targowac cene. My narazie zdecydowalismy sie na dwa dni, co potem zobaczymy. Wyladowalismy w Dolorine (w Vagator), guest house znajdujacy sie 100m od glownej drogi w cieniu palm, spore pokoje i chlod (polecamy).
Widok z naszego balkonu
Wzielismy prysznic i ruszylismy zobaczyc co dzieje sie w Vagator. Jak to zazwyczaj nad morzem, najpierw skierowalismy sie na plaze. Idziemy, idziemy... tu stragan, tam stragan... malo ludzi, jakos pusto i biednie... nagle naszym oczom ukazuje sie plaza, na horyzoncie Morze Arabskie, kokosy spadaja z palm, po skalach biegaja kraby, pod nogami duze kolorowe muszelki, zar leje sie z nieba.... a w tym wszystkim my trzymajac sie za rece, biegniemy boso po plazy w strone slonca :). Jeszcze do konca nie czujemy tego gdzie jestesmy, ciezko w to wszystko uwierzyc, zwlaszcza ze jest polowa listopada. Dookola lasy palmowe, jest zielono, a nawet bardzo soczyscie zielono, widac ze to nie okolice wspanialego Morza Baltyckiego. Tutaj jest tropikalnie i egzotycznie, o takim klimacie bladzi Polacy marza w zimne zimowe dni.
Bamboos a la plaja
Gdy juz nacieszylismy sie piaskiem, muszelkami, skalami i krabami, zakotwiczylismy w jednym z plazowych barow na cold coffe i sok wyciskany z arbuza.
Bar na plazy
Kto widzi kraba? - siedziba kraba i jego kuleczki
Po odpoczynku przespacerowalismy sie po skalach, gdzie znalezlismy i rozlupalismy wlasnorecznie pierwszego kokosa w swoim zyciu (smaczniutki i juz chyba zaden w zyciu nie bedzie taki smaczny:).
Nasz kokos :)
Palmy, morze, plaza ... krowa
Wieczorowa pora, chcac zapoznac sie z nocnym zyciem Vagator Beach ruszylismy na plaze. Obiecany toast wysaczylismy smagani morskim wiatrem, a wierzcie nam ze rum z cola nie smakuje chyba nigdzie tak dobrze jak na Goa :). Dostalismy pieknie przyrzadzone driny - rum, cola, limonka i lod... uuuu powialo groza, Karla czym predzej w panice wygrzebala caly lod rekami :). Ucieszony wlasciciel poinformowal nas ze lod robia z wody mineralnej - czyli caly wysilek poszedl na marne.