baner
Dzienniki / Indie 2008 / Dzien 32

16.11.2008 - North Goa

Po wczorajszym rumie, pobudka nie byla zbyt prosta. Sniadanko w guest housowej kuchni bylo wysmienite - nalesnik z mixem swiezych owocow wpasowal sie dokladnie w nasze potrzeby. Na poczatek, poranna wizyta w kafejce internetowej i uzupelnienie wpisow na stronie (zaleglosci mielismy spore). Poniewaz przyzwyczailismy sie do mobilnego internetu, postanowilismy ruszyc do Maposy, gdzie podobno jest Reliance Store i doladowac nasz modem. Nie odeszlismy 100 metrow od kafejki, a juz zagadal nas gosciu wypozyczajacy skutery. Nie stawialismy oporu zbyt dlugo i po kilku minutach smigalismy nasza Honda Active po goanskich szlakach. Poruszanie sie na skuterku po Goa jest proste (wszedzie blisko, a ruch maly), tak wiec spora liczba turystow wybiera ta forme transportu. Gdy dojechalismy do Maposy, rozpoczelismy poszukiwania potrzebnego nam sklepu. Troche pobladzilismy ale ostatecznie zaparkowalismy nasz pojazd przed drzwiami sklepu. Ku naszemu zdziwieniu okazalo sie, ze jest niedziela i dzisiaj nic nie zalatwimy.

Motocyklowe taksowki - w sumie to niezly pomysl

.

Troche zbici z tropu zarzadzilismy zbiorke i odjechalismy w kierunku miejscowosci Siolim, w ktorej jest most na druga strone Chaporra River. Po drodze postanowilismy zamienic sie miejscami i od tego momentu to szalona Karla sterowala naszym dwukolowcem. Krajobrazy na Goa, sa po prostu cudne, jechalismy asfaltowa droga, biegnaca poprzez soczyscie zielony, palmowy i tropikalny krajobraz. Po drodze zatrzymywalismy sie co kilka minut, aby trzaskac foty okolicy. Niestety zdjecia nie oddaja klimatu jaki tutaj panuje, ale mozecie nam uwierzyc, ze jest po prostu wystrzalowo :).

Krajobrazy

. . .

Jeden z wielu kolorowych kosciolow

.

W Siolim przeprawilismy sie przez Chaporre i ostatecznie dojechalismy do Arambolu, gdzie zrobilismy pierwszy dluzszy postoj. Zaparkowalismy swoj skuter, wsrod setek innych i poszlismy na spacer wzdluz morza. Sezon dopiero sie zaczyna, wiec na plazy nie ma tlumu ludzi i jest calkiem przyjemnie. Ciepla woda morza arabskiego kusila nas juz od wczoraj, dlatego zostawilismy nasze kosztownosci pod opieka dwoch brytyjek i czym predzej rzucilismy sie miedzy fale (cudownie wejsc do morza nie szczekajac zebami z zimna:). Mimo bardzo slonej wody, pluskanie sie wsrod fal dalo nam duzo radosci.

Ulica Arambolu

.

Plaza w Arambol

. .

Polezelismy jeszcze chwile na lezakach i odjechalismy w poszukiwaniu Asvem Beach polecanego nam przez dwie brytyjki. Najgorsze jest to, ze o ile od poczatku wyjazdu nie widzielismy w Indiach chmur, to teraz gdy jestesmy na Goa, slonce swieci zza mglistej powloki (podobno jest to ewenement i powinnismy sie cieszyc). Mielismy problemy z odnalezieniem wlasciwej drogi do Asvem i pobladzilismy troche po egzotycznych wioskach okolic Madrem, tu tez spozylismy obiad, w jednej z restauracji na plazy. Tu tez po raz pierwszy w zyciu widzielismy fistaszki w "surowej" postaci, ktore pewien hindus odzielal od korzonkow.

Skuterem po Goa

. .

Tu spozylismy obiad

.

Selekcja fistaszkow

.

Po obiedzie udalo nam sie odnalezc droge do Asvem, gdzie zaliczylismy kolejny spacer po plazy. Asvem Beach to bardzo spokojne miejsce. Nie ma tu nadmorskiego kurortu, a jedynie osrodki wypoczynkowe, w ktorych mozna wynajac sobie jedna z "coco huts" i zamieszkac nad brzegiem morza w cieniu palm kokosowych. Wieczorem przyjezdzaja tu miejscowi hindusi - graja w krykieta, kapia sie i relaksuja.

.

Partyjka krykieta

.

Asvem Beach

.

Coco Huts

.

Poniewaz zmierzch byl bliski (w koncu to juz prawie 18 ;), wyruszylismy z powrotem do domu. Ciemnosc zlapala nas w drodze, tak wiec mielismy male problemy z odnalezieniem miejsca naszego zamieszkania. Metoda prob i bledow odnalezlismy wlasciwa droge, zaparkowalismy skuter pod domem, szybki prysznic i w "miasto". Ulokowalismy sie w jednym z miejscowych barow, gdzie zasiedlismy do pisania dziennika. Wieczor zakonczylismy rumem Old Monk + Cola...razy kilka :).

statystyka