Na dzis dzien zaplanowalismy teleportacje jeszcze bardziej na poludnie. Samo Kochi nie zachwyca, choc dla milosnikow owocow morza, moze byc to niezla gratka. Po sniadaniu i dyskusji z wlascicielem na temat Jana Pawla II, terorrorystow i komunizmie wsiedlismy na prom do Ernakulum skad startowaly autobusy do Alleppey (Alapphuza). Na promie tlum ludzi, a wszyscy wpatrzeni w nas jak w obrazek.
walec
stara ciezarowa
kolejka do promu
na pokladzie
widoki z promu
wysiadka
Gdy znalezlismy sie na brzegu zlapalismy riksze na dworzec autobusowy K.S.R.T.C (Kerala State Road Transport Corporation - rzadowe autobusy, ktore w mniej lub bardziej przyjemny sposob dowioza cie w kazde miejsce w Kerali). Autopki smigaja jeden za drugim wiec nie bylo wiekszego problemu, zdazylismy zaliczyc czaj i w droge. Oplata za bilet - okolo 40 rs.
autobusy K.S.R.T.C.
z okna autobusu
Do Alleppey dotarlismy kolo 14 i od razu na dworcu przywital nas szerokim usmiechem wlasciciel jednego z miejsowych pensjonatow. Zastosowal chwyt marketingowy w stylu darmowy podwoz riksza, wiec skorzystalismy. Pensjonat - Dream Nest umiejsowiony niedaleko dworca (Cullan Road), w zasadzie w centrum miasta, do tego stargowalismy cene do 200 rs i zapadla decyzja ze zostajemy. Obiad zaliczylismy w klimatyzowanej resteuracji hotelu Arcadia Regency, najlepsze wrazenie zrobil na nas deser czyli talerz owocow z naciskiem na soczystego swierzego ananasa, najgorsze - obsluga i czas oczekiwania na posilek, przygotowani bylismy ze to nie fast food, no ale 40 min czekac na pokrojone owoce to chyba kazdemu by sie znudzilo :). Potem powoli spacerkiem udalismy sie droga liczaca okolo 3 km na plaze.
kanaly Alappuzh'y
ulica Alappuzh'y
Poniewaz dzis niedziela na miescie pusto, a na plazy ruch i gwar. Byla nawet jakas komunistyczna propaganda, oczywiscie zimne lody dla ochlody i cala zgraja podpitych indyjczykow. Musieli chyba tankowac od rana. O plazowaniu nie bylo mowy ze wzgledu na pokrapujacy deszcz i chmury. Na poludniu Indii nadal jest monsun, pozny bo pozny ale zawsze to monsun. Wiec czasem slonce czasem deszcz :) Pierwsze zdezenie z miastem pozytywne. Przedewszystkim ze wzgledu na ludzi. Mili, pozytywni i usmiechnieci serdecznie.
stary most
plazowicze
plaza miejska Alappuzha
Wieczorem chcac uczcic dzien Andrzeja polalismy po kuflu piwa, do tego skonsumowalismy wspolna kolacje z innymi mieszkancami domu podana w stylu Keralskim, znaczy sie na lisciu. To jest plus tego guest housu, klimat tu calkiem klimatyczny, a do tego do dyspozycji kuchnia i lodowka by schlodzic cieple bro :). Zasiegnelismy tez pierwszych informacji co nam proponuje Alleppey - nazywane zreszta indyjska Wenecja ze wzgledu na okoliczna siec kanalow. Wachlarz atrakcji otwiera najwyzsza polka czyli house boat - duze lodzie o standardzie lux, z wlasnym kucharzem na pokladzie, kompleksem sypialnym, bambusowym dachem...cena to okolo 4000 rs za dobe/2 osoby, choc lodzie smialo pomieszcza wiecej osob. W Allapey wybor jest ogromny, oczywiscie kazda agencja travel, hotel, hotelik i guest house oferuja mozliwosc wynajecia takiej lodzi. Mozna tez samemu, bez posrednikow udac sie nad brzeg okolicznego jeziora gdzie stoja zaparkowane lodki. Zeby nie kupowac kota w worku, mozna od razu obejrzec lodzie, wejsc do srodka i dogadac sie bezposrednio z wlascicielem co do ceny. Druga opcja to canoe boat, male lodki - czolenka. O tyle fajniejsze ze mieszcza sie w mniejsze kanaly. Na "pokladzie" sa najczesciej lezaki plazowe lub po prostu plastikowe krzeselka. Siada sie wygodnie i plynie w sina dal. Ceny ksztaltuja sie w okolicach 100/150 rs za godzine, wyprawa trwa 6 - 8 godzin. Mozliwosci wynajecia jest ogrom - to glowny biznes w tych okolicach. W hotelach czy agencjach zazwyczaj naliczaja prowizje dla posrednika/organizatora i cena podskakuje do 200 rs/godzina.
kolacja