Hm...ciezko cos napisac a propos dzisiejszego dnia. Pewna dolegliwosc indyjska zmusila nas do pozostania w pokoju :). I to wcale nie jest smieszne...:) Jedynie Gre byl zdolny wyskoczyc do pobliskiego baru po chai lub wode, co by uzupelniac elektrolity. A tak to ogladalismy Szczeki w telewizji, indyskie seriale i teledyski z zapierajaca dech w piersiach choreografia. A juz myslelismy ze takie z nas cwaniaki ze nas TO nie dotknie :).
swiatynie w Madurai
hotel Chentoor to dobre miejsce na sniadanie
Podczas jednej z wypraw po czai, Grzegorz mial przyjemnosc poznac pewnego hindusa, ktory zaprosil go na chai. Przy wspolnej herbatce, miala miejsce standardowa wymiana informacji: skad, dokad, jak dlugo itd itp. W koncu mily jegomosc zapytal czy Gre chcialby wystapic w filmie, bo tak sie sklada ze akurat kreca tu jeden za rogiem.
Gre: poniewaz i tak nie mialem co robic, bo wiadomo CO, stwierdzilem wiec ze czemu nie. Razem z hindusem poszlismy do pobliskiego hotelu, gdzie na jednym z pieter zadomowila sie cala ekipa filmowa. Weszlismy do jednego niewielkiego pokoju, w ktorym siedzialo co najmniej 10 osob, w tym jeden brodaty, przypakowany, hinduski gwiazdor. Zasypano mnie pytaniami, czy chce zagrac w filmie, czy umiem grac, czy mowie po angielsku i co ja w ogole tu robie. Po krotkim wywiadzie, brodaty gosciu powiedzial cos po hindusku do faceta, ktory mnie przyprowadzil. Nie wladam jezykiem hindi, ale mialem wrazenie, ze chyba nie sa zainteresowani moim udzialem. Przybilem piateczke z hinduskim przystojniakiem i opuscilem hotel udajac sie do oczekujacej na chai Karli. Nie zostane indyjska gwiazda :(.
ulice Madurai
pijalnia chai'u