Ootanskie niesmiale slonce, lekki deszcz i temperatura kolo 15 stopni przypomniala nam ze powoli zbliza sie powrot do Polszy. Dzis zmuszeni bylismy przyodziac cieple bluzy..takze hardcore :). Po za tym troche nas przewialo wczoraj w autobusie, wiec czulismy lekkie dreszcze przeziebienia. Moze to i dobrze, bo chyba trzeba powoli sie przyzwyczajac :).
Goracy czaj postawil nas na nogi, slonce jakby bardziej wyjrzalo zza chmur wiec ruszylismy na stacje kolejowa. Po pierwsze chcielismy wykupic bielty na jutro na gorska kolej, ktora dowiedzie nas do Metapullayam, po drugie na pociag do Chenai. Z pierwszym poszlo calkiem sprawnie, oprocz tego ze nie bylo miejsc w pierszej klasie, z drugim troche gorzej. Po zazartej dyskusji z panem w kasie dowiedzielismy sie ze pierwsze wolne miejsca w pociagu ktory nas interesuje sa na...4 stycznia :) czyli jak dla nas troche za pozno. Nie bylo rady, probowalismy jeszcze z autobusem. S.E.T.C czyli air busami, no i teoretycznie sa, nawet dwa o 17.30 i 18.30 z tym ze zabukowac bilety mozna tylko z Ooty, a my chcielismy zaliczyc przejazdzke slynna kolejka. Stanelo na tym ze sprawe odkladamy na pozniej i jutro bedziemy sie martwic co dalej.
wiejskie szol
Ooty ma do zaoferowania nawet sporo atrakcji, ale w sezonie, czyli od kwietnia do czerwca. Teraz troche jakby mniej. Nie odstraszylo nas to jednak i wybralismy sie na spacer wokol sztucznego jeziora. Trasa liczy okolo 6 km, po drodze mozna wypozyczyc lodz, rower wodny, mozna pojezdzic na troche zabiedzonych koniach no i mozna odwiedzic Wound Wonder Thread Garden. Coz to byl za szal !!! za jedyne 10 rs wchodzi sie do duzego baraku, gdzie czeka na ciebie 150 rodzajow sztucznych papierowych kwiatow. No wiekszej kaszanki to my dawno nie widzielismy :). Za to dowiedzielismy sie ze przygotowanie tejze wystawy zajelo 12 lat i nawet trawa (co widac) robiona byla z jakiegos papieru. Pan przewodnik szczyczil sie tym ze moga osiagac kolory trawy jakie chca :), niesamowite... Idac wokol jeziora, po okolo 2 km zboczylismy z drogi do pobliskiej osady. Domy lepianki, kozy, kury, owce na klepiskowych uliczkach, a ludzie bardzo mili i przyjazni. Pokrecilismy sie tam troche, kupa smiechu byla z kreceniem filmow, dzieci mialy niesamowity ubaw z ogladania samych siebie na ekranie, a my frajde ze one maja frajde.
wioska
w widocznym tu kanalku wyladowal nasz przewodnik
wioska ciag dalszy
pranie na calego
cmentarz
panie nieso drwo na opal
woda sie filtruje
Obejscie jeziora zakonczylismy w Suraya resteurant na wegetarianskich kotletach i ryzu z warzywami. Druga czesc dnia to Botanical Garden, riksza od dworca to 40 rs. W strategicznych punktach miasta sa powywieszane cenniki, za ile gdzie mozna riksza dojechac, takze z tym nie ma problemow. Wejscie do ogrodu to koszt 10 rs plus 30 za aparat. I zdecydowanie warto. W sezonie to juz wogole musi byc bajka, teraz troche brakowalo nam slonca, ale i tak fajnie bylo poogladac wielkie yuki, draceny, paprocie ktore w Polsce ogladamy tylko w donicach, a tu drzewa wielkie jak sie patrzy.
dracena
yuka
ogrod botaniczny
Wieczorem pokrecilismy sie troche po miescie, duzo tu sklepow, ale towar raczej kiepski. Za to duzo malych resteuracji z swietnym i swierzym jedzeniem. I jak zwykle jakies hinduskie wynalazki na ulicach, cos opiekane w czyms w rodzaju ciasta. Juz nawet nie potrafimy sie polapac co jemy. Ooty slynie tez z czekoladek domowej roboty, i faktycznie jest tu niezle zatrzesienie - a to z migdalami, a to z owocami, nerkowcami, orzechami, biala, czarna, mleczna, gorzka, truflowa...polecamy tez przepyszne kokosowe ciastka - kulki z wielkim kawalkiem kokosa w srodku (6rs). Ceny czekolady sa zroznicowane w zaleznosci od rodzaju i oscyluja w granicach od 110 do 120 rs za 250 gram.
tak sie nalewa chai
Ooty