baner
Dzienniki / Indie 2008 / Dzien 61

15.12.2008 - ... - Hyderabad - ...

Przed 6 rano, ucieszyl nas fakt, ze wreszcie w autobusie zrobilo sie wiecej wolnego miejsca i mozna sie rozlozyc po ludzku. Niestety nasza radosc nie trwala dlugo, okazalo sie ze ruch wywolany byl przybyciem na ostatnia stacje. Zdeka nieprzytomni, probowalismy pozbierac sie do kupy popijajac chai w jednym z dworcowych barow. Pytajac to tu to tam dowiedzielismy sie ze jestesmy na dworcu Mahatma Ghandi i jak mozna dojechac w interesujace nas miejsce, czyli dworzec kolejowy Kachaguda skad odjezdza nasz pociag do Bophalu. Poniewaz nie moglismy znalezc autobusu miejskiego o numerze wskazanym przez pomocnych hindusow, a dostepnego czasu (nasz pociag odjezdzal o 17) mielismy w nadmiarze, postanowilismy przejsc sie piechota.

ulica Hyderabad'u

.

Wedlug ustalen, dystans do pokonania to 2 km, a ze ostatnio chodzimy sporo, to nawet z plecakami mialo nie byc trudno. Ceny proponowane przez spotykanych po drodze rikszarzy byly conajmniej smieszne, jeden zaproponowal nawet 100rs. :). Droga na Kachaguda Train Station, okazala sie dluzsza niz przypuszczalismy i udalo nam sie wymeczyc jeszcze bardziej nasze strudzone calonocna podroza w nieludzkich warunkach organizmy. Zostawilismy plecaki w przechowalni na dworcu i zaliczylismy sniadanie w hotel sagaar czyli kolodworcowej jadlodalni z pysznym chaiem. Byla 8, takze czasu do rozdysponowania mielismy ciagle sporo. Zapadla decyzja aby ruszyc w miasto, a dokladnie w kierunku Indira Park niedaleko jeziora Husain Sagaar. Ze wzgledu na nadmiar czasu i ogolne wyluzowanie, przez zaspane ulice Hyderabadu szlismy spacerowym krokiem, obserwujac budzace sie do zycia miasto i dzieci spieszace do szkol. Po raz kolejny daly nam sie we znaki rozmiary tego miasta, niezbyt dobrze ujete na naszej przewodnikowej mapie. Droga do parku byla dluga i meczaca, a na miejsce nie trafilibysmy bez pomocy wielu pytanych po drodze hindusow. Gdy w koncu weszlismy na teren Indira Parku (wejscie 5rs. - mozna wykupic miesieczny i roczny abonament :), znalezlismy mila laweczke nad stawem i wyciagnelismy laptopa. Troche poprzysypialismy sobie nawzajem na ramieniu, troche popisalismy dziennika, az w koncu rozladowala nam sie bateria. Zdolowani tym faktem pozbieralismy nasze rzeczy i przeszlismy sie troche po parku. Pomimo poniedzialkowego poranka w parku spotkac mozna bylo wiele romansujacych parek, obsciskujacych sie po katach.

Indira Park

. . .

Zaraz obok parku znajduje sie jezioro Husain Sagaar, a na jego srodku najwiekszy na swiecie wolnostojacy posag buddy wyrzezbiony z jednego "kamyka". Tytul najwiekszego na swiecie, spowodowal ze wyobrazalismy sobie cos naprawde ogromnego, a to co zobaczylismy na wodzie mialo 17 metrow od tafli wody, czyli jezeli odejmiemy betonowa wyspe i piedestal, sam posag jakis mega wielki nie jest. Stwierdzilismy ze idealna forma spedzenia czasu dla tak wymeczonych osob jak my bedzie przeplyniecie sie promem po jeziorku, wprost pod nogi kamiennego buddhy. Jak pomyslelismy, tak tez zrobilismy. Aby wejsc do parku z ktorego odplywaja promy trzeba zaplacic 10rs. i dac sie gruntownie obszukac. Po zamachu w Mumbaiu, hindusi sa tak wydygani, ze wykrywacze metalu im nie wystarczaja, musielismy wyjmowac wszystko z plecakow, oraz wlaczac na pokaz aparat, laptopa i telefon. Oplata za sam prom to 45 rs., a podroz trwa kilka minut. Mielismy szczescie plynac jednym promem z wycieczka wprost z himalajow, starsi ludzie o bardzo przyjemnych twarzach, ubrani w tradycyjne goralsko-himalajskie stroje. Tak wlasnie wyobrazalismy sobie tybetanczykow, ale rozmowa z jednym z nich rozjasnila nasze przypuszczenia, pochodzili z wysokich gor gdzies miedzy Kaszmirem, a Nepalem.

budda z oddali

.

budda z bliska

.

Lumbini Park

.

Po doplynieciu do buddy ochroniarz poinformowal nas ze za 10 min ruszamy spowrotem. My popstrykalismy foty, a hinduscy gorale, oddawali czesc buddzie, walac poklony i chodzac dookola posagu. Smieszna byla tez pewna hinduska parka, macho w ciemnych okularach i muzulmanskie dziewcze ubrane w czarna szate, zakrywajaca twarz. Otoz ta piekna para robila sobie zdjecia, a my polewalismy sie czy pani podoba sie jak na nich wyszla :). Gdy dotarlismy na staly lad, skierowalismy sie spowrotem na Kachaguda train station. Najpierw troche pobladzilismy przez niedokladna mape w naszym przewodniku, potem zaplatalismy sie jeszcze w ulicach Sultan Bazaar, by w koncu po 3 godzinach i obiedzie po drodze dotrzec na wymarzony dworzec. Wzielismy plecaki z przechowalni, potem prysznic w damskiej poczekalni, zaopatrzylismy sie w pomarancze, banany oraz smazony makaron z jajkiem na droge i ustawilismy sie na peronie, czekajac na nasz pociag. Gdy zasiedlismy juz w wymarzonym pociagu, na ktory tak dlugo czekalismy, nic nie moglo zaklocic naszego szczescia. Byla godzina 17, przed nami ponad 900 kilometrow i 15 godzin podrozy. Przed odjazdem w pociagu pojawil sie tranzwestyta, ktory klaskal ludziom przed oczami, mowiac bezczelnie "buba" i wyciagajac lape po pieniadze. Zachowywal sie tak jakby mu sie te pieniadze nalezaly. Tego dnia wymeczeni dniem w Hampi, autobusowa podroza i wielokilometrowymi spacerami po Hyderabadzie poszlismy bardzo wczesnie spac.

ulice Hyderabad'u

. .

Kachaguda Train Station

.

w pociagu do Bhopalu

.
statystyka