Udalo nam sie dotrzec na miejsce w przewidywanym czasie i o godzinie 8 rano na wpol wypoczeci przywitalismy Bhopal. Poczatkowy plan zakladal nocelg w jednym z tutejszych hoteli...Plan awaryjny zakladal ucieczke do Sanchi, gdzie mielismy nadzieje odpoczac troche od duzych metropoli, halasu no i ludzi. Stanelo na Sanchi. Zdazylismy tylko skonsumowac sniadanie w Indian coffe house i powedrowalismy na dworzec autobusowy (10 min od train station). Na dworcu tlum i zamieszanie, brak przechowalni bagazu i jakiegokolwiek punktu informacyjnego. No ale zaden problem. W Indiach ludzie sa wszedzie i wszedzie mozna sie o wszystko wypytac, albo pokazac o co chodzi :). Takze po 5 minutach wpakowano nas do autobusu z kierunkiem na Sanchi. Juz nawet obsluga autobusu zlitowala sie nad nami i odklejala dzieci przyklejone do szyb autobusu, ktore koniecznie chcialy nam sprzedac gazety w jezyku hindi.
Bilet do Sanchi to 25 rs za osobe, a na podroz warto przeznaczyc godzine do poltorej w zaleznosci od tego ile ludzi po drodze bedzie chcialo wskoczyc do autobusu.
Miasteczko okazuje sie mile, male, ciche i spokojne. Z hotelem nie ma wiekszego problemu, polecamy Jaiswal Lodge. Pokoje w porzadku, czysto i do tego tania i smaczna kuchnia. Plus to lokalizacja 2 minuty od stacji kolejowej, czyli dobra baza wypadowa, minus to fakt ze mozna sie nauczyc rozkladu jazdy pociagow nie wychylajac nosa z pokoju :). Cena za dwojke bo lekkim utargu to 150 rs.
przy stole naszego guest housu w Sanchi
Sanchi slynie z jednych z najstarszych budowli buddyjskich. Nie tracimy zatem czasu i ruszamy na zwiedzanie. Wstep kosztuje 250 rs/osoba, hindusi 10 rs. No i od razu przestrzegamy ze nie pomogly tlumaczenia, ze my tu juz dwa miesiace i ze my prawie jak hindusi :). Pan z okienka, az takim zartownisiem to nie byl :). Sam kompleks do zwiedzenia w maks 2 godziny, i to z relaksem na opalanie sie na lawce. Glowna atrakcja jest Wielka Stupa, czyli stupa nr 1. Oproz stupy nr 1, dla rozrozenienia jest jeszcze nr 2 i 3 i 4 i 5 :). Wielka stupa przypomina swoim wygladem wielki kopiec. Nie ma mozliwosci wejsc do srodka, za to nalezy okrazyc stupe zgodnie z ruchem wskazowek zegara. Obszar swietej wedrowki wyznacza wedika, czyli kamienne ogrodzenie z toranami, czyli bramami w ilosci sztuk 4. Wiemy tyle, ze sa one symbolem przechodzenia ze swiata materialnego do duchownego. Na dachu znajduje sie harmika, czyli taras z kamiennym parasolem, symbolizujacym obecnosc Buddy.
stupy
torany
Samo sanktuarium nie zachwyca, ani kunsztem wykonania, ani architerktura, ani widokami z 90 metrowego wzniesienia na ktorym sie znajduje. Wiecej tu ruin, niz swiatyn. Samo Sanchi ma jednak ogromna przewage nad Bhopal'em, ze wzgledu na mily wiejski klimat, no i ceny noclegow.
zabytkow w Sanchi ciag dalszy
Na obiad udalismy sie do Tourist hotel, baru zlokalizowanego na czyms co mozna chyba nazwac rynkiem miasta. Rynkiem w znaczeniu bardzo okrojonym. Wlasciciel byl zdecydowanie zaskoczony pytaniem o karte serwowanych potraw, ale szybko sie zreflektowal, wygrzebal gdzies z szuflady stare pogiete menu, przetarl je tylko szmatka z kurzu i zadowolony z siebie uprzejmie je podal :). Na stol wjechalo standardowo aloo ghobi, i jeera ryz i ciabatty. Smacznie i duzo, no i czaj przepyszny.
hindusy ogladaja mega wciagajacy film
smazy sie troszeczke
dziedziniec naszego guest housu
Wieczorem zasiedlismy z innymi goscmi guest housu do wspolnej kolacji. Para mlodych ludzi z Szwajcari plus David Baker, producent filmow z Angli i my. Rozmowa oczywiscie o tym jak to tam komu w Indiach bywalo. Tematem nr jeden byla jednak katastrofa w Bhopalu z 1984 r., David (Anglik) krecil wlasnie film na ten temat. Wywiazala sie zywa dyskusja o przyczynach, a przedewszystkim o skutkach, odczuwalnych zreszta do dzis, tej najwiekszej w XX w katastrofy przemyslowej.