baner
Dzienniki / Indie 2008 / Dzien 63

17.12.2008 - Sanchi - Bhopal - Bhimbetka - Bhopal

Pociagi w nocy nawet nie przeszkadzja tak bardzo. Czasem tam jakis ekspress przelecial, ale do wszystkiego czlowiek sie moze przyzwyczaic. Dzis Bhimbetka - malowidla z epoki kamienia, czyli sie przemieszczamy. Rano probowalismy wykorzystac fakt ze jestesmy tak blisko stacji kolejowej i chcielismy zlapac pociag do Bhopalu. Jednakze na pierwszy o 8 nie chcialo nam sie wstac, drugi o 8:30 byl sporo opozniony, trzeci mial przybyc dopiero o 10 wiec nie bylo sensu czekac. Ruszylismy na autobus, jest ich tu duzo i startuja z glownej drogi przelotowej na skrzyzowaniu z droga od stacji kolejowej. Bagaze zostawilismy na stacji (peron pierwszy, 15 rs za szafke na dwa plecaki, trzeba miec wlasna klodke), i po raz kolejny zawitalismy na dworzec autobusowy w Bhopalu. Tu podobna sytuacja jak wczoraj, dzieci przyklejone do szyby, zamieszanie, szybkie ustalenie gdzie chcemy jechac, pakuja nas w autobus i ruszamy. Do Bhimbetki jedzie sie lekko ponad godzine, bilet to 35 rupciow indyjskich. Autobus zatrzymuje sie na glownej drodze, na miejscu jest bar indyjski z super czajem (oraz metalowymi dzbankami na lancuchu, niczym w "misiu"), oraz hotel. Stad jest troche ponad 3 km do jaskin. Droga prowadzi pod gorke, wiec mozna sie troche zmeczyc, ale jest przyjemne. Mile dla oka widoki, pol cien i rowny asfalt. Wjazd maja tu samochody, wiec dla zmotoryzowanych zero problemu. Po okolo kilometrze drogi jest szlaban, gdzie nalezy zakupic bilety. Wjazd 100 rs od osoby (niektore zrodla, patrz: lonley planet informuja ze 10), i bez problemu mozna tu zostawic bagaze (niektore zrodla, patrz: lonley planet, informuja ze nie mozna tu nawet kupic wody, o bagazach nie wspominajac).

dworzec autobusowy - Bhopal

.

droga do jaskin

. . .

Spacerem docieramy do jaskin. Na pierwszy ogien trafaiamy na hinduska wycieczke mlodziezy lat 17. Pelna konsternacja, my blagamy w myslach zeby tylko nie wyciagneli analogow :), a oni zamarli doslownie, nie wazne byly malowidla sprzed ponad 10 tysiecy lat, wazni bylismy my :). Chyba nawet poczulismy zagrozenie tlumem :). Sytuacje uratowal opiekun wycieczki, ktory widzac chyba przerazenie w naszych oczach i fascynacje w oczach mlodziezy, zarzadzil kilka (zeby nas nie przemeczac) zdjec i kazal sie mlodziezy oddalic na bezpieczna odleglosc. Uff...

hinduska wycieczka

.

skaly byly kozackie (tylko nie miescily sie w obiektywie :()

. . . . . .

Dalej juz bylo spokojnie, moglismy delektowac sie tym co widzimy. A ogladac to bylo co. Cala historia zaczyna sie tak : ponad 10 tysiecy lat temu ponad gestym lasem porastajacym podnoze gor Windhaja osiedlil sie czlowiek. Mieszkal w jaskiniach, ktore natura wytworzyla wsrod gigantycznych piaskowych ostancow....a konczy sie tak, ze dzis mozemy ogladac najstarsze slady ludzkiej obecnosci w Indiach. Ludzie zamieszkujacy przed tysiacami lat te naturalne jaskinie zdobili ich sciany petroglifami i naskalnymi malowidlami. Najczestszym motywami sa zwierzeta - jelenie, slonie, bizony, pawie, weze, konie. Czesto wystepuje motyw polowania - mysliwi uzbrojeni w strzaly, tarcze, luki, pieszo, na koniach, na bawolach jakis. Kolory to glownie czerwien i biel, poodbno farba to mieszanina tluszczu zwierzecego z barwnikami roslinnymi i mineralnymi. Niezle calkiem, bo nie blednie przez tyle tysiecy lat.

Bhimbetke warto i trzeba zobaczyc. Jest to niezwykle urokliwe miejsce. Okolica cicha, spokojna, ani miejscowych, ani duzo turystow (no czasem jakas wycieczka :). Kompleks jest dobrze zorganizowany, uporzadkowane i ponumerowane skaly z wyraznie widocznymi malunkami, bez problemu sa dostepne nawet bez przewodnika. Najbardziej popularne jest Skalne zoo - rock Shelter nr 4, ale i pozostala 14 jaskin nie ma sie czego powstydzic.

malowidla scienne

. . . . .

tygrys

.

kura i jajko

.

Powrot nie nastrecza wielkich problemow, spacerem na dol do glownej drogi i tu mniej wiecej co pol godziny przelatuje autobus do Bhopalu. My ze wzgledu na to ze wpadlismy w gadke z wlascicielem lokalnej czaj-budy przegapilismy jeden z nich, wiec postawilismy na autostop. Po pierwszej probie :) zatrzymalo sie auto, padlo na male TATA INDIGO i w droge. Kierowca nie odezwal sie ani slowem, jego wposlpasazer jakby bardziej rozmowny, zatem udalo nam sie ustalic ze jedziemy na dworzec autobusowy. No to jedziemy. Jak dojechalismy do miasta wyszlo to czego w sumie powinismy sie spodziewac, czyli ze Bhopal to naprawde duze miasto, jak sie okazalo z fantastycznym zachodem slonca nad jeziorem, ale i tez z wcale nie jednym dworcem autobusowym. Zatem zamiast bus stand niedaleko stacji kolejowej gdzie byly nasze bagaze, wyladowalismy na dworcu Allalpol. Kazdy kij ma jednak dwa konce, a kazda rzecz nie dzieje sie w zyciu bez przyczyny, wiec i to wyszlo nam na dobre. Jak sie okazalo z tego wlasnie dworca startuje dzis o 20, poszukiwany przez nas od dwoch dni autobus do Ajmer :) (brak bezposredniego polaczenia kolejowego). Mielismy dwie godziny na organizacje calej akcji, wiec riksza w te pedy na dworzec po bagaze, szybkie thali w barze szybkiej oblugi na przeciwko dworca i z powrotem na Allapol (riksza w jedna strone 80 rs). Na Allapolu przyjeto nas po krolewsku, nie dosc ze sam menager dworca zaprosil nas na rozmowe i zaproponowal goscine to jeszcze pan z okna od biletow z szerokim usmiechem i szarmanckim gestem przydzilil nam jak samo to okreslil miejsca VIP a autobusie, znaczy sie nr 1 i 2. Czas oczekiwania na autobus spedzilismy w gronie milych hindusow w przedziale wiekowym o 9 do 60 lat. Byl okoliczny biznesmen, ktory stawial czaj i byl tez "krol dzielnicy", czyli 60 latek, ktory jeszcze trzy lata temy byl ponoc bardzo bogaty, a teraz wyprzedal wszystko i postawil na whiskey. Wiec wesolo mielismy ze hej :). Punkt 20 autobus ruszyl, nasze VIP miejsca to oczywiscie fotele formatu lawki parkowej, z skoropodobnym obiciem, z tym ze na przedzie. Przed nami 14 godzin drogi i jak sie okazalo chyba z 10 postojow, bo a to na czaj, a to na jedzenie, a to ktos siusiu zachcial, a to oczywiscie ten dosiada sie na dworcu, ten w srodku miasta, a kolejny jeszcze za maistem. Wiekszosc drogi wiodla jakas polna, wyboista droga prowadzaca przez pola, na ktorej w ciagu 3 godzin minelismy 2 ciezarowki, wytrzeslo nas wiec straszliwie. Do tego, jakby bylo malo trzeba bylo w polowie drogi wymienic kolo w autobusie. Co zreszta zmotywowalo pana kierowce do nadrobienia czasu, wiec obudzil sie w nim symptom krola szos :). Gre nawet uplasowal go na drugim miejscu swojej listy najlepszych kierowcow swiata :). Czas dzielismy na spanie (w czym gore wziela Karla), oraz na rozmowe z milym mlodziencem - wspoltowarzyszem podrozy o tym i o tamtym.

statystyka