Zapadla decyzja o szybkim wykwaterowaniu sie z guest housu Rakshan. Zdecydowanie nie polecamy, brak spluczki w toalecie to nie jedyny minus tego miejsca. Jaszczurki, komary i wszedobylskie robale w pokoju, zdecydowanie nie dodawaly klimatu. Przenieslismy sie do hotelu Zen - dwa razy drozej (czyli ok. 12zl za dwojke za noc), ale za to jaki klimat! Mamy spoko pokoj, z wiatrakiem i czysciutka lazienka, do tego spluczka smiga jak sie patrzy, wiec zdecydowanie stawiamy "+". Hotelowej restauracji, ze wzgledu na wysokie ceny nie polecamy, ale za to jest fajny klimatyczy ogrod - z malymi stawami, rybami, figurkami buddy, swiecami i rozchodzacym sie zapachem kadzidla. Na sniadanko ruszylismy do sprawdzonej dnia poprzedniego Agrasen restaurant - na omlecika. Restauracja godna polecenia, jedzenie smaczne,a ceny nie sa wygorowane.
Khajuraho - ladne, mile i przyjazne miasteczko. Klimat inny niz w Delhi, czy Varanasi, choc dalej traktuja nas tu jak chodzace banki, to milo nam sie spedza tu czas. Zakochalismy sie w wycieczkach rowerowych. Zawinelismy wiec dwa rowery i w droge. Razno, wesolo, Karla na rozowym, Gre na czarnym skrzypiacym gracie, slonce swieci, jest milo. Na pierwszy rzut obralismy wschodni i poludniowy kompleks swiatyn. Wstep bezplatny, choc datki mile widziane.
Kapiel
Swiatynie nie sa zbyt duze, choc robia wrazenie masa szczegolow. Upal robi swoje, Gre bezustannie szuka cienia. Powoli uodparniamy sie na wszystkie propozycje dotacji, choc ciezko odmowic biegajacym za nami dzieciom. Nawet takie male kilkuletnie, wyciagaja raczki, a jedyne co potrafia powiedziec po angielsku, to "ten rupees" i "school pen". Rozdalismy caly zapas dlugopisow, wiec wklad w edukacje mamy. Po ponad dwugodzinnej wycieczce, zawinelismy z powrotem do centrum miasta. Oddalismy rowery i poszlismy wypoczac do hotelu. Zakupiony internet caly czas stwarza problemy. Dzialal (wolno, ale dzialal) tylko kilka dni. Teraz mamy problemy z polaczeniem, caly czas laczy sie, a po kilku sekundach rozlacza. Karla znana z wielu talentow technicznych, metoda prob i bledow w koncu uzyskuje polaczenie.
Po przerwie wybijamy na zewnatrz. Mamy tu normalnie grupe przyjaciol (tych z wczorajszej herbatki i ich znajomych), wiec siedzimy, gadamy i gramy w Karom - indyjska gra, zasady podobne jak w bilardzie, z tym ze zamiast bil, sa krazki przypominajace monety, a zamiast uderzac kijem - pstrykasz palcami. Jak doszlismy do wiekszej wprawy, to nawet poszedl zaklad o cole. Skonczylo sie na tym, ze my stawialismy, ale i tak zabawa byla przednia. Z chlopakami umowilismy sie na wieczor na tea masala (woda, herbata, mleko i zestaw przypraw). W polsce idzie sie na piwo, a tu na "bawarke".
Karom
Nie moglismy odmowic sobie rowerow, wiec polaczylismy przyjemne z pozytecznym i na dwukolowcach powedrowalismy na bus station zakupic bilety. Na miejscu poinformowano nas, ze bez problemu kupimy w dniu jutrzejszym. Jutro zawijamy zagle i ruszamy na Agre i slynne Taj Mahal... pomnik ku czci milosci. Podroz zapowiada sie ciekawie, okolo dziesieciu godzin (autobus + pociag), ale damy rade.
Po kolejnej dawce bananow ruszamy na najwiekszy i najlepiej zachowany zachodni kompleks swiatyn. Wstep 250 rs.,a dla miejscowych 10 rs (strasznie to irytujace). Swiatynie naprawde niezle i w koncu Gre doczekal sie scen z kamasutry :). Kompleks swiatyn znaduje sie w ladnym i zadbanym ogrodzie. Zachod slonca dodawal klimatu. Przed wejsciem do kazdej swiatyni, obowiazkowo trzeba zdjac buty (podejrzewamy ze po powrocie do Polski, zaden basen nie bedzie nam straszny).
Swiatynie
Ach ci zboczeni hindusi :)
Wieczorem kolacja w Bella Italia, nawet by przeszlo gdyby niezbyt swieze lassi(czyli zmiksowane zsiadle mleko, na slono, slodko, lub z owocami), ciapata i ogorki tez nie byly pierwszej swiezosci. Pozatym okoliczne drzewo, zostalo wybrane przez papugi jako miejsce noclegu. Swiergot tysiecy papug naraz, ciezko zniesc.
Papuzki
Ciezko nam obrac w slowa to co sie dzieje na okolo nas. Za kazdym razem piszac dziennik, mamy wrazenie ze kompletnie nie oddajemy klimatu. Ktos kiedys ladnie powiedzial... ze nie da sie tego opisac slowami i trzeba tu po prostu byc. A teraz czas na nas i na masala chai z indyjskimi przyjaciolmi :).
W sklepie z kumplami