baner
Dzienniki / Tajlandia 2010 / Dzien 11

25.02.2010 - Doi Mae Salong

Poczatek dzisiejszego dnia byl identyczny jak wczorajszego, czyli wczesna pobudka i sniadanie w guesthousie. Lekko po 8 siedzielismy na naszym cudnym skuterze i prulismy w kierunku polnocnym. Dzisiaj w planie jest malownicza miejscowosc Mae Salong, jakies okoliczne wioski, tudziez jungle trekking jak starczy czasu. Aby dojechac do Mae Salong trzeba jechac na polnoc od Chiang Rai i w Mae Chan skrecic w lewo. Potem droga jest prosta, choc zakretow pelno :). Droga wspina sie serpentynami pod gore, by po chwili opasc w dol. Widoki po obu stronach sa niesamowite i z calego serca polecam ta trase wszystkim milosnikom gorskich przejazdzek. Okoliczny krajobraz to setki niewielkich pagorkow, pol ryzowych i wiosek polozonych na zboczach gor. Widoki byly tak ujmujace ze co chwile Vicky musiala wykazywac cierpliwosc czekajac, az obfotografuje wszystko dokola. Ostatecznie o 11 bylismy na miejscu. Mae Salong to wioska polozona w wyzszych partiach gor. W wiosce osiedlili sie chinczycy, wiec co kilka metrow sa chinskie knajpy i herbaciarnie. Herbata to produkt ktorym zyje okolica, a to ze wzgledu na liczne plantacje herbaty. Mae Salong jest dobrym miejscem na krotszy lub dluzszy pobyt. Wszystko jest tu mega tanie, okolica idealna na spacery, a widoki przecudne.

Droga do Mae Salong

. .

Na poczatku zastanawialismy sie gdzie by tu najpierw pojechac. Na jednym z postojow obok nas zatrzymali sie pewni turysci na skuterze. Krotka wymiana zdan wystarczyla by zorientowac sie ze sa z Polski :). Dawno nie gadalem po Polsku, wiec Vicky musiala zajac sie czyms przez kilka minut i poczekac az pogadam o glupotach. Polacy poradzili nam co tu mozna, a czego nie i podarowali nam mape okolicy, ktora ulatwila nam pozniejsze zwiedzanie. Z tarasu na ktorym spotkalismy polska parke, dostrzeglismy wielka filizanke herbaty blyszczaca w sloncu. Wybor byl wiec prosty, najpierw ruszamy obejrzec plantacje herbaty. Z niewielkimi problemami ale po chwili bylismy "u stop" filizanki, ktora okazala sie domkiem w ktorym mozna degustowac za darmo uprawiana tu herbate, czego nie omieszkalismy zrobic. Wlasciciele plantacji lubia chyba duze rzeczy, bo obok duzej filizanki byla druga taka sama, a bramy strzegly dwa wielkie lwy. Obeszlismy plantacje herbaty, lecz slonce zmusilo nas do odwrotu. Jest tu naprawde goraco i po 12 robi sie dosyc ciezko, szczegolnie przy spacerach po otwartej przestrzeni. Chwile odpoczynku zafundowalismy sobie w jednej z chinskich knajp gdzie podano nam spicy zupke, oczywiscie z makaronem (jedyne 25thb).

z wizyta na plantacji herbaty

. . . .

Gdy kubki smakowe skonczyly szalec z radosci, wsiedlismy na skuter i wjechalismy na szczyt pobliskiej gory, na ktorej znajduje sie swiatynia. Sama swiatynia to nic specjalnego, ale widok z tamtad, jak i z prowadzacej don trasy jest jak najbardziej warty wysilku. Dla osob niezmotoryzowanych jest opcja 700 schodow, ale my z lenistwa wybralismy trase ulica naokolo gory.

droga do swiatyni

.

Mae Salong

.

widok z gory

.

Jako ze Mae Salong bylo juz zaliczone, postanowilismy obejrzec jakies okoliczne wiochy. Tu przydala sie mapa ofiarowana nam przez Polakow i odbylismy wedlug niej 10 kilometrowa trase. Droga skladala sie czesciowo z asfaltu, a czesciowo z ubitej ziemi. W porze deszczowej czesc bez asfaltu musi byc nieprzejezdna. Droga momentami podchodzila bardzo ostro pod gore, a pozniej byly bardzo ostre zjazdy. Szczerze mowiac nie myslalem ze skuterem mozna jezdzic po takich wertepach, a jednak. Dalismy rade. Jezeli chodzi o same wiochy, to nie powiem zrobily na mnie wrazenie. Niektore domy sa zbudowane z cegly i wygladaja calkiem porzadnie. Inne sa zwyklymi chatami zbudowanymi z bambusa, ktorych strzecha znajduje sie troche ponad 1,5 metra od podlogi. W takiej chacie zyje za pewne sporawa rodzina i warunki sa naprawde hardkorowe. Nie robilem zdjec, bo bylo mi glupio. Moge natomiast polecic przejazd po okolicznych gorskich bezdrozach. Podczas takiej wycieczki mozna zdac sobie sprawe, ze Tajlandia to z jednej strony ogarniete miasta, z drugiej strony rowniez prymitywne gorskie plemiona, u ktorych wizyte moglby zlozyc jakis Cejrowski z kamera.

trasa przez wioski

.

W Mae Salong nic wiecej ciekawego juz nie bylo, wiec zalalismy skuter pod korek i wyruszylismy w droge powrotna. Tym razem inna droga. No i znow zakrety, zakrety i jeszcze raz zakrety, zjazdy i podjazdy, az sie rzygac chcialo :). Po drodze oczywiscie duzo fot. Zrobilismy postoj na rozprostowanie posladow, ktorych juz prawie nie czulismy, a raczej czulismy az za bardzo. Postoj przy polu ryzowym i lezacej w rowie nowej Navarze byl udany i dal nam sily na dalsza podroz.

pola ryzowe

. .

Po drodze do domu postanowilismy jeszcze odwiedzic wioske dlugoszyich (Vicky nie widziala) i jakis wodospad. Z wioski ludzi-zyraf zrezygnowalismy, bo zaporowa cena 250 thb nas odstraszyla (ja bylem a Vicky nie czula potrzeby). Na nasze szczescie kawalek dalej trafil sie jakis wodospad. Okazalo sie co prawda, ze ciezko bylo to cos nazwac wodospadem, byl to po prostu wiekszy strumyk splywajac z gory wsrod kamieni. Pomimo braku olsniewajacego wodospadu, okolica byla calkiem przyjemna na spacer i dala nam wrazenie jungle trekkingu. Caly czas zastanawiam sie jak to wszystko wyglada w porze monsunu, bo teraz jest na maxa sucho. Roslinnosc troche wyschla i wyplowiala (choc i tak jest gesto i miejscami bardzo zielono). Caly czas sobie obiecuje ze zalicze kiedys taka prawdziwa wilgotna, gesta i niebezpieczna dzungle. Tak wiec przeszlismy ponad kilometr po dzungli wzdluz strumyka i ze wzgledu na pozna pore zawinelismy sie na kwatere. Smaczne pad thai, prysznic i mozna sie bylo wziasc za pisanie dziennika. Wieczorem wyskoczylismy jeszcze na chwile pod clock tower, poniewaz o 19, 20 i 21 kazdego dnia odbywa sie tu light show. Polega to na tym ze z glosnikow leci muzyka, a wieza miga w roznych kolorach teczy. Nic ciekawego, ale w Chiang Rai nie ma nic innego do roboty. Reszta wieczoru uplynela na ogarnianiu stronki i waleniu browarow :), jutro kolejny dzien pelen przygod.

jungle trekking

. . .

jungle is massive

. .

to naprawde zaskakujace w jakie miejsca mozna dojechac na skuterze

.
statystyka