baner
Dzienniki / Tajlandia 2010 / Dzien 12

26.02.2010 - Chiang Rai

minibus

.

targ warzywny

.

ulica Chiang Rai

.

Dzisiaj pobudka bez spinki, wiec mozna sobie bylo pospac. Plan na dzis to wydostac sie z Chiang Rai i przedostac sie jak najblizej Phimai, czyli na wschod Tajlandii. Postanowilem rozpoczac podroz po poludniu, tak aby jechac w nocy, bedzie sie latwiej spalo. Gdy juz skuter byl oddany, plecak spakowany, sniadanie zjedzone nie za bardzo bylo co robic. Postanowilismy przejsc sie z Vicky po okolicy. Jest mega upal i ciezko sie nawet chodzi. Juz od kilku dni chcelismy obejrzec pomnik krola Mengrai, wiec tam tez skierowalismy sie na poczatek. Kilka fot i dalej marsz.

krol Mengrai

.

oltarz obok krola

.

czesty tajlandzki widok

.

Zaliczylismy jedna z wielu swiatyn i zanim sie zorientowalismy zataczalismy juz kolko wokol miasta. Upal dawal sie we znaki, wiec nadmiar czasu zuzylismy popijajac fante w jednej z knajp. W Tajlandii do zamawianego napoju dostaje sie szklanke wypelniona lodem, taka szklanka zalana fanta ... pychota :). No i kolejna konwersacja po angielsku. Te trzy dni spedzone z Vicky, daly mi wiecej niz rok nauki angielskiego. Ostatnio lapie sie na tym ze nawet mysle po angielsku. Punkt trzynasta stawilismy sie znowu w guesthousie, wzielem swoj plecak i z buta na old bus station. Vicky postanowila mnie odprowadzic kawalek wiec szlo mi sie razniej. Na starej stacji autobusowej wysciskalem Vicky na pozegnanie i podziekowalem za wspolnie spedzony czas. Od dzis znow samotna podroz. Vicky smiga do Bangkoku, potem 2 miesiace w Wietnamie i kolejne 2 w Indiach :). Na Old bus station zlapalem songthaew'a ktorym za 10 thb pojechalem na nowa stacje skad autobusy ruszaja na dluzsze trasy. Okazalo sie ze z Chiang Rai mozna bezposrednio pojechac do Nakhon Ratchasima (inaczej Korat), skad jest juz rzut beretem do Phimai. Bardzo mnie ta wiadomosc ucieszyla (nie bede musial jechac przez Chiang Mai) i szybko zakupilem bilet. Odjazd o 15:30, koszt 650 thb, czas jazdy nieznany. 1,5 h ktore zostaly mi do odjazdu, wykorzystalem na czytanie przewodnika, bo nie wiem jeszcze co robie po Phimai.

w jednej z wielu swiatyn

. . .

bazaar

.

old bus station

.

kolejna zupa, ale jak zawsze smaczna

.

Zjadlem pyszna zupe w jednej z dworcowych restauracji i zaladowalem sie do autobka. Trafilo mi sie zaszczytne miejsce obok buddyjskiego mnicha, ktory rozwalil sie jak na mnicha nie przystalo. Poniewaz wschod Tajlandii jest nieturystyczny, w autobusie bylem jedynym bialasem. Tak naprawde poza kilkoma megaturystycznymi miastami ciezko w Tajlandii znalezc turyste, a jezeli juz to sa oni przywozeni autokarami i po chwili odwozeni.

Jak tylko przyjechalem do Bangkoku, bralem udzial w celebrowaniu nowego chinskiego roku. Nie myslalem natomiast iz chinskie lata sa czyms wiecej niz tradycja i okazja do zabawy. Otoz okazuje sie ze data na moim bilecie to 26/02/2553 :). Nazwa przedsiebiorstwa ktore obsluguje ta trase to Nakhonchaitours. W autobusie znajduje sie telewizor, na ktorym jak przed lotem prezentowany jest film o obslugujacej firmie i co wolno a czego nie podczas jazdy. Wszyscy dostaja po buleczce z dzemem, koc i wode co dwie godziny. Jak sie pozniej okazalo koc uratowal mnie przed smiercia z wychlodzenia organizmu. Klima oczywiscie cala droge pracowala na ostro, co dosc dziwne bo na zewnatrz w nocy wcale nie jest goraco. Oczywiscie nawiew znajdujacy sie nademna nie dal sie wylaczyc, wiec wialo mi centralnie na leb. Jedyne co moglem zrobic to skierowac strumien zimnego powietrza lekko w bok, ale mimo tego czulem ze sytuacja robi sie krytyczna. Owinelem kocem glowe i tulow jak babuszka i trzesac sie z zimna poszedlem spac. Autobus zaliczal po drodze chyba wszystkie duze miasta, bo przystankow bylo duzo. Jedni wysiadali, a ich miejsca zajmowali inni. W srodku nocy byl postoj, wyskoczylem z autobusu jak wystrzelony z procy, w reszcie mialem mozliwosc ogrzania cialka. Okazalo sie ze posilek wliczony jest w cene biletu, najadlem sie wiec do syta.

Jedziemy dalej, a tu nagle budzi mnie steward i mowi "sikes?". Ja oczywiscie nie wiem o co chodzi, a gosciu ktory siedzi obok mnie nie raczy mi pomoc (przed chwila sie prawie we mnie wtulal). Po chwili okazalo sie, ze stewardowi chodzi o ticket, bo zblizamy sie do miejsca docelowego. Oddalem bilet i w zamian dostalem odswiezajaca chusteczke. W Nakhon Ratchasima bylismy lekko przed 5 rano.

fanta

.

rejestracja

.

Nie zastanawiajac sie dlugo, skierowalem sie do okienka i dowiedzialem sie ze autobus do Phimai odjezdza za chwile ze stanowiska 41. Wbilem sie do srodka i ku mojemu zdziwieniu autobek wypchany byl na full, wiec zostalo mi tylko miejsce stojace. Dziwne to dla mnie troche, w koncu jest 6 rano i jest jeszcze ciemno, no ale co zrobic. Najgorsze bylo to ze moje wymiary nie zostaly przewidziane przez konstruktora pojazdu, wiec 1,5 h spedzilem nie dosc ze na stojaco to jeszcze zgarbiony. Koszt przejazdu to 50thb i o 6:45 bylem w Phimai, hurra! Poniewaz bylem zmeczony, nie bylem w stanie szukac najtanszego guesthousu, ktorych i tak tu pewnie jest z 5. Wbilem sie do Phimai hotel, ktory byl otwarty i byl 20 metrow od miejsca w ktorym wysadzono mnie z autobusu. Najprostszy pokoj z lazienka, wiatrakiem, tv i podwojnym lozkiem to koszt 250 thb. Z okna rozposciera sie widok na swiatynie, a 100 metrow za hotelem jest brama z XIIw. Szybki prysznic i w kimono.

widok z mojego okna w Phimai

.

marze o takiej podrozy i zamierzam to marzenie zrealizowac :)

.

tak wygladaja riksze w biedniejszych miastach

.
statystyka