Dzisiaj nie dzialo sie zbyt wiele, ale to dobrze bo moglem sie porzadnie wyluzowac. Obudzilem sie, zebralem i wycheckoutowalem z guesthousu. Recepcja mojej kwatery robi, jak wszedzie indziej, za agencje turystyczna. Dowiedzialem sie ze transport na Koh Lanta to okolo dwie godziny busem, koszt 300 thb. Ze wzgledu na upal nie chcialo mi sie walczyc o 50 thb, jakie bym pewnie zaoszczedzil ogarniajac transport na wlasna reke. Gdy siedzialem o 9 przed komputerem i uzupelnialem stronke, bylem juz caly mokry i juz przeklinalem tutejsze temperatury. Zaleta tego busa jest to ze zabierze mnie z guesthousu i wysadzi tam gdzie bede chcial, wiec od razu zaoszczedze na transporcie po wyspie.
O 11 pod guesthouse podjechal niewielki i podniszczony busik, zaladowalem sie do srodka i ruszylismy w droge. Jedyna rzecza, ktora mi przeszkadzala byla slaba klimatyzacja w busie. Nawiewy ledwo dmuchaly, wiec momentalnie wszyscy zlali sie potem. Ciezko oddychajac podziwialem plantacje palmowe i lasy mangrowe, ktorych w okolicy jest naprawde sporo. Zar lejacy sie z nieba i wszechobecna tropikalna roslinnosc, sprawia ze czuje jak daleko od domu jestem.
Aby bus mogl dotrzec na wyspe musi skorzystac z uslug dwoch promow. Pierwszym przeprawia sie na wyspe Koh Lanta Noi, na ktorej jest chyba tylko roslinnosc i zero turystyki. Drugi prom plynie z Koh Lanta Noi, na Koh Lanta Yai. Promy nie sa zbyt szybkie i nie ma gdzie schowac sie przed cieniem, wiec slonce dokucza mocno. Obiecuje sobie ze nastepnym razem poplyne promem pasazerskim bezposrednio do Krabi.
moj bus
na promie
Gdy tylko zjechalismy z promu skierowalismy sie do Ban Saladan, czyli miejscowki z ktorej odchodza promy pasazerskie. Poniewaz po drodze obmyslilem nikczemny plan, poprosilem kierowce aby tu wlasnie mnie wysadzil. Otoz stwierdzilem ze wynajme tu skuter i pojade na nim szukac noclegu, co na pewno ulatwi mi sprawe. Gdy bede opuszczal wyspe wsiade na skuter i pojade do Ban Saladan, oddam skuter i wsiade na prom. Jakies 20 metrow od miejsca, w ktorym mnie wysadzono, zobaczylem piekna niebieska honde z koszyczkiem z przodu i magicznym napisem "for rent". Cena 150 thb odpowiada mi jak najbardziej, wiec zaplacilem, zalozylem kask i z piskiem opon ruszylem na najblizsza stacje benzynowa. Zatankowalem pojazd, potem zakupilem paliwo dla siebie, czyli samazony ryz z kurczeciem :P.
szukam noclegu
Koh Lanta to calkiem spora wyspa (ok 30 km dlugosci), na ktorej turystyka nie rozwinela sie w takim stopniu jak na Pukhet czy Phi Phi. Nie ma tu duzych Hoteli i tlumow turystow. Wiadomo, ze jak wszedzie w Tajlandii turysci sa, ale atmosfera jest leniwa i bardzo spokojna. Postanowilem zatrzymac sie w poblizu Phra-Ae Beach, gdzie noclegi mialy byc rzekomo tansze. Myslalem ze guesthousy beda tansze niz bungalowy, ale mylilem sie. W guesthousach maja dosc drogie pokoje z AC i ciepla woda w kranie, a mnie nie stac na takie luksusy. Najnizsza cena jaka uslyszalem to 500 thb, za pokoj z klima. Odmowilem i powiedziano mi gdzie szukac tanich bungalowow. Nie zajechalem daleko i zatrzymalem sie w pierwszym napotkanym miejscu, dokladnie w Coconout Home. Zamieszkalem w przytulnym drewnianym domku, z dachem zrobionym z palmowych lisci. W srodku swiatlo, podwojne lozko z moskitiera i lazienka. Koszt takiego domku to 300 thb.
moj jest ten po lewej
ulice na moim osiedlu
Zostawilem bagaz i ruszylem na przejazdzke po okolicy. Ban Saladan to doslownie dwie waskie ulice zapelnione turystyczna infrastruktura. Moja uwage przykuly domy na palach stojace na wodzie. Kazdy z domow mial wlasnej roboty mini-port przy ktorym stala lodka lub motorowka. Poza tym miasteczkiem na Koh Lanta sa praktycznie same resorty z przytulnymi pokojami, osiedla kokosowych chatek i wsie w ktorych mieszka miejscowa ludnosc.
ciekawe czy oni boja sie tsunami...
przemierzam Koh Lante
Odwiedzilem dzis rowniez dwa stadiony tajskiego boksu. Stadiony to zbyt szumne slowo, bo to doslownie ring z niewielka widownia umieszczony pod dachem. Cena biletu to 800-1000thb, czyli prawie tyle co na Lumpini Stadium w Bangkoku, odpuszczam. Reszte dnia spedzilem na spacerach po plazy i czestych kapielach. Plaza jest taka pusta, ze zostawialem swoje rzeczy na piasku i dokladnie widzialem kiedy ktos sie do nich zblizal. Jezeli chodzi o wode w morzu, to jest taka ciepla ze nie posiada juz tak fajnych wlasciwosci orzezwiajacych, ot po prostu jest mokra i tyle. Siedzac na mokrym piasku czekalem na zachod slonca, patrzylem w dal i kontemplowalem w samotnosci. Wyluzowalem sie maksymalnie, tylko szkoda ze nie ma sie do kogo odezwac (szkoda Karla ze cie tu nie ma).
Phra-Ae Beach
Don't feed dogs
gdy ktos czuje sie za malo zrelaksowany jest opcja masazu
zachod slonca
miejscowka w pierwszym rzedzie
Po zachodzie slonca oszamalem seafood padthai, popilem fanta, a wieczor spedzilem siedzac z laptopem na ganku swojej chatki. Siedze w samych gaciach w hamaku i stwierdzam ze bardziej wyluzowac to juz sie nie da. Wyskocze jeszcze na chwile do wsi po zakupy, skorzystac z netu i ide spac.