baner

18.02.2010 - Chiang Mai

W nocy pospalem moze z dwie godziny, a to wszystko zasluga klimatyzacji (bylo naprawde zimno)i francuza, ktory nawijal prawie cala droge. Zawinil tez brak zdolnosci do usypiania wszedzie i zawsze, chyba musze wziasc lekcje u Karli :). Po drodze bylo kilka postojow na stacjach benzynowych, ktore byly na naszej trasie chyba co 2 km. W ogole to droga byla gladka jak stol i prawie caly czas dwa pasy w kazda strone oddzielone pasem zieleni, a co jakis czas patrol policji. Nic tylko pozazdoscic.

Na miejscu bylismy ok. 6 rano, a miejscem tym byla stacja benzynowa na przedmiesciach Chiang Mai. Do centrum mialy nas zawiezc pickupy, tak wiec czym predzej wrzucilem plecak na dach jednego z nich i siup do srodka. Po kilkunastu minutach dojechalismy do "centrum" czyli pod jakis guesthouse na jednej z waskich ulic. W sumie to moglem sie spodziewac takiego zagrania korzystajac z uslug tourist agency, wiec nawet nie bylem zdziwiony. Poniewaz guesthouse wygladal dosc przytulnie, obejrzalem single room. Pokoj 8 razy taki jak ten z Bangkoku, z lozkiem, lazienka z pryszincem i oswietlony ladnym sloneczkiem zza okna, a do tego za jedyne 150 thb. Naprawde spoko ale stwierdzilem ze nie bede sie rzucal na pierwsze lepsze miejsce i ze ide w miasto. Daleko nie zaszedlem, bo w plataninie waskich ulic latwo sie zgubic, a jak doszedlem do glowniejszej to nawet nie wiedzialem czy do centrum trzeba w prawo czy w lewo. Nie za bardzo bylo sie kogo spytac, bo o 6 rano prawie nikogo nie ma, a o mowiacych po angielsku mozna pomarzyc. Szybkie sniadanko w jedynej otwartej ekskluzywnej restauracji (90thb za sniadanie) i wrocilem do obczajonego pokoju.

w takich uliczkach bladzilem

.

Chiang Mai nad ranem

.

poranna swiatynia

.

Aby dobe hotelowa zaczac przynajmniej o 9 musialem posiedziec troche w ogrodku, co wykorzystalem na ogarniecie stronki. Potem wbitka do pokoju, prysznic, pranie i zawinelem sie do krainy snu na 2 godziny. Ok 13 ruszylem na podboj Chiang Mai. Trzeba przyznac ze jest to spokojne i przyjemne miasto, o malym ruchu ulicznym i sennym klimacie. W koncu czuje ze wypoczywam. Pomimo niewielkich rozmiarow, miasto to kryje w sobie ok 300 swiatyn ktore spotyka sie tu na kazdym kroku. Ja zaliczylem Wat Chedi Luang, Wat Phra Sing, Wat Monthien oraz Wat Chiengman. Dwie pierwsze sa najwieksze, a ostatnia najstarsza, a wszystkie moge szczerze polecic zwiedzajacym.

Swiatynie Chiang Mai

. . . . . .

Gdy snulem sie tak po miesce, zagadal mnie jeden Taj, ktory po moim nosie wywnioskowal ze boksuje sie troszeczke. Okazalo sie ze Taj jest fighterem i walczyl we Francji, w Niemczech oraz oczywiscie Tajlandii, a teraz prowadzi swoja szkole boksu tajskiego w Australii. Ani przez chwile nie watpilem w to co mowil, bo jego nos prawie w ogole nie odstawal od twarzy, a na lukach brwiowych mial wiele pamiatek po spotkaniu z lokciem. Polecil mi gdzie najlepiej isc na walke (oczywiscie Lumpini i Ratchadamnoen Stadium w Bangkoku). Natomiast przy Wat Chiengman zagadal mnie pewien Taj, ze niby opowiedzial mi o buddzie, niby skad jestem, ale rozmowa im dluzsza tym bardziej schodzila na temat kupowania ubran. Otoz w Chiang Mai sa znane wytwornie i sklepy z odzieza bawelniana i jedwabna, rzecz jasna tania i wysokiej jakosci. Takowych panow kreci sie tu troche i zagaduja biednych turystow, nie sa zbyt natarczywi i potrafia udawac ze chodzi im o mila rozmowe. Na nieszczescie dla tego pana, ja odbylem trening w Indiach ze zbywania naciagaczy (tam byli prawdziwi prosi w tej dziedzinie), wiec gosciu odpuscil i rozstalismy sie w dobrych humorach.

oltarze

. . .

Posiedzialem troche w kafejce internetowej (prawie wszedzie jest 1 thb za 1 min) i poszedlem cos przekasic. Zagustowalem w typowo tajskich jadlodalniach, gdzie jest tanio, nie ma turystow, jedzenie jest przesmaczne i prawdziwie tajskie. Wszamalem Kuay-Tiew Pad See-Iew, czyli mowiac po ludzku cienki makaron smazony z jajkiem, a do tego wszystkiego mix seefood, koszt takiej pysznosci to 55 thb.

Kuay-Tiew Pad See-Iew See Food Mix

.

lokalny srodek komunikacji

.

Chyba sie jeszcze nie chwalilem, ale uleglem radom Olafa i Kasi i zamierzam przemierzyc polnocna Tajlandie na skuterze. Chiang Mai jest dobrym miejscem wypadowym, wiec tutaj wynajmuje skuter i pojezdze kilka dni po okolicy i pozwiedzam. Chodzac dzis po miescie ustalalem ceny skuterow i ostatecznie do domu wrocilem motorowerem Hondy 110cc z polautomatyczna skrzynia biegow, cena to 120 thb per day + kask orzeszek gratis. Za 100thb dziennie moglem miec podobny model tylko kilka lat starszy, ale wybor padl na mlodzieniaszka (choc teraz stwierdzam ze to tez niezly grat :). Za 600-800 thb dziennie mozna jezdzic enduro lub supermoto 230cc :), ale ja i tak ciesze sie z mojego czerwonego motorowerka z koszykiem z przodu hehe. Zamierzam dzis odespac i zerwac sie jutro z rana (check out o 9), tak wiec dosc atrakcji na dzis. Jeszcze tylko skocze zaraz na jakas zupe na stare miasto i klade sie wczesnie spac.

smoki pilnujace wejscia

. . . .
statystyka