baner

20.02.2010 - okolice Lampang i Lumphan

Dzis kolejny dzien motorowerowych przygod. I to jakich :). Ale zacznijmy od poczatku. Wstalem rano, zjadlem zupe z kurczakiem smazonym i swinskimi pulpetami na sniadanie. Nastepnie wybralem sie na poszukiwania lekkej koszuli z dlugimi rekawami, moje rece nie zniosa wiecej slonca. Poniewaz byla dosc wczesna godzina, jedynym miejscem w ktorym sprzedawano ubrania byl miejscowy bazar. Tu tez zaopatrzylem sie w zwiewna, biala koszule (170 thb) z dlugim rekawem i zaczelem wyjezdzac z miasta. Moim dzisiejszym celem jest elephant conservation center (szkola i szpital dla sloni), najwazniejsza w Tajlandii swiatynia Wat Phra That Lampang Luang, oraz rownie wazna Wat Phra Putthabaat Taak Phaa (jest tam odcisk stopy buddy).

sniadanie

.

Aby jechac w kierunku Lampang, trzeba wbic sie na superhighway nr 11 i pruc nia az do Lampang oddalonego o jedyne 100km. I tu pojawia sie problem, poniewaz w Chiang Mai jest wiele jednokierunkowych ulic i zanim dotarlem na autostrade 11, dosc dlugo kluczylem mniejszymi i wiekszymi ulicami miasta. Sama autostrada jest calkiem przyjemna, ma po dwa pasy ruchu w kazda strone, jest gladka jak stol, a pobocza sluza dwukolkowcom. Rozbujalem moj pojazd do 90km/h. Honda powoli zjadala kilometr za kilometrem. Jakos w polowie drogi okazalo sie, ze sama dluga koszula nie wystarcza, a moje dlonie plona. Trzeba bylo sie ratowac, a ze pomyslalem o tym wczesniej, czym predzej wyciagnelem z plecaka, specjalnie na ta okazje przygotowane skarpetki (niestety nie maja tu rekawiczek). Uzbrojony niczym night rider z skarpetkami na rekach jechalem sobie przyjemnie dalej. Do szkoly sloni (ok 28km od Lampang) dojechalem o 11:15 i okazalo sie ze kolejne slonie show jest o 13:30. Przycupnelem w cieniu i po szybkim ogarnieciu mapy i przewodnika, stwierdzilem ze w ciagu tych 2h uda mi sie zaliczyc swiatynie LampangLuang. Poniewaz nie bylo czasu na zastanawianie wskoczylem na swego rumaka i pomknelem dalej w kierunku Lampang. Chwile po 12 bylem na miejscu. Okazalo sie ze podjelem dobra decyzje poniwaz Lampang Luang moze i jest uwazane za historykow i buddystow za najwazniejsza swiatynie w Tajlandii, ale powalajaca na kolana to ona nie jest. Ot po prostu stara budowla, do ktorej wala tlumy tajow, a jezel chodzi o wyglad to widzialem tu juz ciekawsze. Ogolnie to swiatynie w Tajlandii sa wszedzie i wszystkie piekne. Pstryknelem pare fot i dawaj w szalencza pogon z powrotem.

Lampang Luang

. . . .

W Elephant Conservation Center bylem chwile przed 13, tak wiec akurat. Wejscie na teren szkoly to 80thb. Obszar jaki zajmuje szkola jest dosyc rozlegly. Na miejsce show jezdzi bezplatny autobus, w ktory zaladowalem sie i ja. Na miejscu oszamalem ryz smazony z krewetkami i o 13:15 stawilem sie na pokazowa kapiel.

.

prezentacja

.

kapiel

.

Slonie zaczely zbierac sie powoli. Byly wsrod nich zarowno male brzdace, jak i ogromne dorosle osobniki. Wszystkie chetnie pozowaly do zdjec i wyciagaly traby po jedzenie. Podczas kapieli nie trudno bylo zauwazyc, ze wiekszosc tych sloni to maluchy. Zabawom z woda i pluskaniu nie bylo konca. Pocieszny byl to widok. Gdy slonie juz wygramolily sie z wody, zarowno one jak i turysci przeniesli sie kawalek obok na miejsce wystepow. Na poczatku wszystkie slonie ustawily sie od najwiekszego do najmniejszego, a speakerka po kolei wyczytywala ich imiona. Po uslyszeniu swojego imienia kazdy ze sloni podnosil trabe lub klanial sie. Mozna bylo zauwazyc rozne charaktery sloni, poniewaz kazdy robil to na swoj wyjatkowy sposob. Wystep nie trzymal w napieciu, choc niektore dzieciaki bawily sie swietnie. Slonie pokazywaly jak sie klaniaja, jak robia "nozke" dla wchodzacego na nie jezdzca, jak podnosza, suwaja i ciagna klody. Pozniej byl jeszcze pokaz malowania i grania na jakims dziwnym instrumencie. Szczerze mowiac, podczas wystepu poczulem sennosc. Na szczescie wystep nie trwal dlugo, a ja chwile po 14 juz prulem w kierunku Pa Sang. Znow popelnilem ten sam blad, ze nie zatankowalem w pore i znow jechalem wystraszony ze zaraz zabraknie mi benzyny. Na szczescie stacja pojawila sie w ostatniej chwili, a dojazd do kolejnej swiatyni mial juz byc tylko formalnoscia.

tak spia slonie

.

podziekowania po wystepie

.

To bylo by zbyt piekne, gdybym dojechal na miejsce bez zadnych komplikacji, wiec los zeslal mi remont drogi i objazd. Oczywiscie opisy objazdow tylko po Tajsku :). Probowalem w prawo, w lewo, po swojemu, pytalem miejscowych i za nic nie moglem dojechac do wymarzonej swiatyni. Jezdzac tak i poszukujac, na jednej z gor zobaczylem swiatynie. Szybki proces myslowy pozwolil mi skojarzyc ze poszukiwana przeze mnie swiatynia ma byc na jakims wzniesieniu. Olalem wiec wszystkie rady, drogowskazy i przewodnik i caly czas kierowalem sie na punkt widoczny w oddali. Na miejscu (Wat Phra Phutthabaat Taak Phaa) bylem jedynym turysta, czym wzbudzalem niemale zainteresowanie miejscowych. Droga do swiatyni prowadzila po kamiennych schodach. Ile ich bylo nie wiem, ale zmeczylem sie niemilosiernie. Za bardzo przyszarzowalem na poczatku, chcac udowodnic mlodym mnichom, ze kondycje to oni maja do kitu. Prawie wyplulem pluca, ale dalem rade. Na gorze oprocz widoku i tego ze bylem sam, znow nic specjalnego. A odcisk buddy, no przykro mi bardzo to stwierdzic, ale zrobiony ludzkimi rekami. Na gorze wynikl kolejny problem, poniewaz skarpetki mialem na rekach, nog nie bylo juz czym przykryc i teraz te piekly sie na sloncu. Poniewaz pomyslalem za wczasu, mialem przy sobie krem do opalania, ktorym skrzetnie posmarowalem stopy. Tak zabezpieczony zszedlem na dol. Tu odbywal sie jakis festyn: orkiestra, stragany z odzieza i pochod z bebnami i tancami. Wygladalo to dosc ubogo, ale fajnie.

Phuttabaat Taak Phaa z dolu

. .

widok z gory

.

czyzby to byl prawdziwy odcisk stopy buddy?

.

Wskoczylem na motorower i pomknelem do Lamphun, co by wykorzystac ostatnie promienie slonca i zwiedzic tamtejsza swiatynie, Wat That Haripunjai. Swiatynia ta moze pochwalic sie wysoka, zlota chedi oraz najwiekszym na swiecie odlanym z brazu gongiem. Po 15 minutach bylo po wszystkim i ruszylem w kierunku Chiang Mai. Droga wiodla miedzy ogromnymi drzewami i byla bardzo przyjemna.

najwiekszy odlany z brazu gong na swiecie

.

That Haripunjai

. .

Aby nie bylo zbyt pieknie, pobladzilem jeszcze troche na przedmiesciach Miasta, aby w koncu znalezc sie centrum. Marzyl mi sie smazony makaron z jajkiem i krewetkami, niedaleko mego guesthousu, ale zeby sie tam dostac musialem objechac jeszcze kwadratowe stare miasto. No i juz prawie bylem na miejscu, juz bylem w ogrodku, juz witalem sie z gaska, az tu nagle jakas tajska malolata wyjezdza mi na czerwonym pod kola (ja szarzowalem na zielonym wymijajac wszystkich). Poniewaz poczulem zagrozenie kolizja, nacisnelem mocniej na przedni hamulec, a w tutejszych pojazdach opony sa raczej lysawe. Przednie kolo stracilo przyczepnosc i wraz z calym motorowerem odjechalo na bok, a ja wylozylem sie jak dlugi na droge. Poniewaz jechalem okolo 50km/h, uczucie suniecia cialem po asfalcie nie nalezalo do przyjemnych. Po zatrzymaniu, majac w pamieci nie krotki poslizg, spodziewalem sie co najmniej miesa na wierzchu. Okazalo sie ze przytarlem sobie biodro, lokiec, dlon, a duzego palca najkonkretniej (w koncu jechalem w sandalach). Na skrzyzowaniu wstrzymalem ruch, a swiadkowie pomogli mi pozbierac przedmioty ktore mi wypadly. Podsumowujac: najadlem sie strachu, zniszczylem spodnie, pobrudzilem koszule (kupiona dzis :()zrobilem show na skrzyzowaniu i troche sie poobcieralem, a malolata sie nawet nie zatrzymala. W najblizszym sklepie kupilem wode i trzesacymi sie jeszcze rekami, obmylem swieze rany. W aptece zakupilem cos na odkazenie i gojenie ran i pojechalem na kwatere wylizac rany (makaron z krewetkami musial poczekac). Wyczyscilem i odkazilem rany, upralem koszule i poszedlem sie wyluzowac na makaron i piwko. Po tej akcji mam lekki dystans do mojego motorowera, no ale jutro kolejne miejsca do odwiedzenia, wiec trzeba szybko sie ogarnac. Najlepsze jest to, ze wygladam jak niezla sierota: mam czerwone stopy, czolo, przedramiona i dlonie (dlonie az napuchly), z czola i nosa na maksa schodzi mi skora i do tego mam poobcierana prawa stope, kolano i lokiec. Ale juz ja tak mam, ze zawsze na wyjezdzie musze sobie zrobic jakas krzywde.

.
statystyka