PNie jade do My Son. Jakos mnie nie podniecila mysl o ruinach i swiatyniach Czamow. Za to rower jak najbardziej. Mialam caly dzien dla siebie i zapewne wiele ciakawcyh miejsc w promieniu 30 km. I faktycznie. Nie trzeba wcale daleko wyjezdzac za Hoi An by klimat tyrystycznego bulwaru zmienic na swojski. No chyba ze, tak jak to i ja zrobilam jedzie sie do Cua Dai Beach. Wowczas wpada sie z przyslowiowego deszczu pod rynne. Plaza nie ma do zaoferowania wiele. Zwlaszcza ze przebiega wzdluz ruchliwej ulicy. Okolica niedlugo chyba zmieni sie w Saint Tropez bo konca budowy hoteli nie widac, a powstaje tu ich tyle ze chyba w przyszlym roku planuja ze co drugi turysta na swiecie wybiera sie wlasnie do Hoi An.
No ale,co bym przypadkiem sie nie nudzila po mniej wiecej godzine zepsul mi sie rower. Niby nic wielkiego, bo lancuch i choc wysmarowalam sie smarem po lokcie to poradzilam sobie bez wiekszego, co nie oznacza zadnego, problemu. Co innego ze po 10 minutach jazdy spadl ponownie, a po pol godzinie znowu. Tak juz zostalo do konca dnia. Czyli przejazdzka, lancuh, przejazdzka, lancuch. Gdyby nie to ze w hotelu maja moj paszport juz dawno spozytkowany by zostal jako prezent dla okolicznej ludnosci.
i na warsztat
bodybuilding :)
Powrot do Hoi An pora popoludniowa mial na celu zalapanie sie na jakis autobus. Pierwszy, na jaki moglam sie zalapac jechal do Nha Trang o szostej. I co prawda miasto plazy, wysp i rozpusty nie bylo moim celem wczesniej to w mysl zasady ze biore pierwszy autobus ktory bedzie stwierdzialm, ze moze byc i Nha Thrang. Mialam jakies poltorej godziny dla siebie.
Pierwsze co zrobilam to porzadek z rowerem, ale jeszcze jakies polkilometra przed moim hotelem szarpnelo i lancuch padl, juz nie wiem po raz ktory dzisiaj. Zabralam sie snatdardowo za naprawe, kiedy to pewna mila pani przyszla mi z pomoca. Rady nie dala. Wowczas przyszedl jej maz. Rady nie dal. Mimo ze mial srubokret, mlotek i cos jeszcze. Wowczas przyszedl kolega meza i razem szarpiac i stukajac wyciagneli splatany lancuch i dumni naprawili rower. Tymczasem Pani przyniosla mi szmate na wzor szmaty do podlogi, jakis plyn oraz wiaderko wody. Kazala namydlic rece i trzec o beton, kiedy ona polewala tym czasem woda z wiaderka. Pozbylam sie smaru, ale i plytki paznokci. Ruszylam. Nie ujechalam nawet 3 metrow i co? i jak grychnelo to koniec :) Łancuch spadl. Jeszcze chwile temu dumni panowie machneli reka, pani sie obsmiala, a ja do hotelu dotarlam na piechote. Oddajac rower powiedzialam ze chce z powrotem moje 20 tys dongow. I o dziwo, bo sie sama troche zdziwilam, je dostalam lacznie z przeprosinami. Mam powazne powody by sadzic ze rozbroily ich moje zdjecia, kiedy reperuje rower bo chyba z 10 razy je ogladali smiejac sie w nieboglosy.
W Hoi an jest cala masa prywatncyh przwoznikow i posrednikow. Z tego co zdazylam sie zorientowac nie naliczaja az tak duzej prowizji. Co prawda w moim hotelu bilet na autobus do Nha Trang kosztowal prawie 300 tys dongow, ale wystarczylo troche poszukac na miescie i bez specjalnego wysilku udalo mi sie zarezerwowac bilet za 200 tys dongow w nocnym sleeprze. Nie pozostalo mi nic jak tylko delektowac sie Hoi An. Zjesc poszlam na targ, a po drodze spotkalam starego znajomego z Ha Long Bay czyli dentyste z Beaurdeaux. Jean Sebastian rowniez nie mial za specjalnych planow na dzis, wiec dalam sie zaprosic na piwo, sajgonki i white rose, czyli tutejsza przekaske. Wystarczyly dwie szklanki lokalnego trunku i zdecydowal ze jedzie dalej ze mna dalej na poludnie. Zatem jest na dwoje.
White Rose
Salatka z suszona ryba
prazone slimaki
na straganie w dzien targowy
O 18, no moze nie punkt, no bo ciezko zeby autobus przyjechal punktualnie :) wpakowalismy sie do sleepera. Moj przydzial miejsca byl na samym koncu, na silniku, miedzy dwoma vikingami (doslownie!) z Estonii. Miedzy nimi bylo wolne miejsce bo sami musieli trzymac nogi w przejsciu, co przy wzroscie metra dziewiedziesieciu wydaje sie normalne. Mnie przypadlo miejsce w srodku. Co nie co nawet sie dalo z Vikingami pogadac, ale generlanie dosc szybko obaj poszli spac. Siedze teraz zatem jak sardyna w puszcze. Jeden chrapie, a drugi jeszcze bardziej, choc i tak nie sa w stanie zagluszyc silnika :) i tak przez najblizsze dwanascie godzin :)
Hoi An
Japonski kryty most
swiatynie