Targ Cai Rang jest najwiekszym plywajacym targiem w Delcie Mekongu, wiec nie moglo mnie i tu zabraknac. Nastawiony jest glownie na hurtowa sprzedaz warzyw i owocow okolicznym mieszkancom, no ale czego nie nie robi dla turystow. By dostac sie na targ najlepiej udac sie do jednego z najwiekszych miast w Delcie, czyli Can Tho i stad wyruszyc lodka bladym switem.
Zbiorka punkt 5.30 rano. Moj nowy budzik czasem przyspiesza czasem zwalnia, takze jak sie okazalo na dobe ma srednio godzine roznicy. Obudzialam sie zatem o blizej nie okreslonej godzinie. Pozniej doszlam ze o 4.20.
Mila, choc nie potrafiaca powiedziec nic po angielksu Wietnamka zawinela mnie i kolege Aschleya na lodke na najblizsza przystan. Lodka mala. Pojemna moze na 3 moze 4 osoby napedzana silnikiem lub wioslami. Do targu jest ok. 7 km co zajmje godzine, choc czas ten uzlalezniony jest od tego ile po drodze zaplacze sie plastikowych siatek czy innych smieci w srube i ile czasu zajma naprawy. Ale przyjemnie patrzec jak zza widnokregu wylania sie slonce, jak zaczyna sie kolejny dzien na rzece, gdzie ludzie piora, gotuja, kapia sie, a nawet gimnastykuja.
Targ jest fenomenalany. Kazdy ze swojej lodzi sprzedaje towary przy czym prym wioda arbuzy, ananansy, pomelo, mango, kapusty, salaty, ziemniaki, ryby, owoce morza i inne cuda. Łodki kreca sie jedno obok drugiej i przezucaja sobie towary. Ten temu arbuzy, ten temu ziemniaki. W miedzyczaasie ten podplynie z goraca herbata, a tamtem z garnkammi z zupa. Handel kwietnie, az milo.
Razem z Asleyem zalaplalismy sie na kawe, jasminowa herabate, przepyszne mango i dorodne ananasy. Trzeba sie bylo ostro potargowac, no ale w koncu bylismy na targu wiec to jedna z obowiazujacyh tu zasad. Slonce zaczelo ostro przygrzewac, a my sunelismy po kanalach Delty Mekongu zajadajac sie owocami i zatrzymaujac sie tylko na chwile by wyplatac smiecie z sruby.
Stacja
Fabryka ryzowych noodle
zieli nas z zaskoczenia bo program wycieczki tego nie zakladal. Ale wszystko co ponad plan jest jak najbardziej mile widziane. I nigdy czlowiek nie wie czego to sie dowie. Troche nam czasu zajelo zglebienie tajnikow i techniki, oraz uzyskania odpowiedzi na pytanie jak to powstaja te tajemnicze, ryzowe noodle. W caly proces zaangazowanych jest sporo osob. Najpierw ryz sie moczy z woda, odsacza, mieli, prazy na wielkich patelniach nad paleniskiem na cos na ksztalt cieniutkiego nalesnika, rozklada na noszach z lisci palmowych, suszy na sloncu na lezankach z lisci palmy, a potem wrzuca w maszyne ktora tnie to na cienkie paseczki. Podworko gospodarstwa jest zatem jedna wielka suszarnia ryzowych plackow, a co mnie osobiscie troche zdziwilo to fakt, ze pomiedzy lezankami wystaja...nagrobki rodzinne.
Poniewaz mam juz nie male doswiadczenie jezeli chodzi o sterowanie lodzia po akwenach delty, ku wielkiej uciesze Pani z lodzi przejelam ster. I wcale nie jest to latwa praca. Wiosluje sie stojac. Dwa wiosla przymocowane sa na koncu lodzi i skrzyzowane, wiec robi sie ruch cos na ksztalt kola.
Do brzegu dotarlismy po 10. I Aschley mowi, ze skoro ja z Polski to idziemy na piwo :) Ja mowie ze skoro ja z Polski to idziemy na wodke :) Zostalo jednak piwo i sniadanie. Patrzymy w karte dan, a tam do wyboru, miedzy seafood zupa, a ryzem maja smazone szczury...no butelka wodki do sniadania to malo bym sie zdecydowala na takie cos, choc kelener namawial, bo ze podaja z warzywami (cena to ok. 60 - 80 000, ale nie wiem czy zalezy to od wagi czy sztuki).
Wyprowadzka z hotelu nastapila chwile po 12 i mialam cale popoludnie dla siebie. Pokrecialm sie po miescie snujac plany w glowie co dalej. Can Tho, choc to mile, nadrzeczne miasto, nie liczac atrakcji w postaci bliskosci najwiekszych wodnych targow w okolicy nie ma duzo do zaoferowania. Zostalo mi kilka dni w Wietnamie i z tego, co slysze powrot do zimowej Polski. Wiec zalozenie bylo takie, ze tam gdzie jade ma byc cieplo. Rzut oka w przewodnik i wylosowalam wietnamska wyspe Phu Quoc nad zatoka tajlandzka. Slynie z plaz, czystej wody, murowanego slonca... i tego wlasnie mi teraz trzeba!
Udalam sie na dworzec, bo zeby trafic na wyspe musialam najpierw przedostac sie do Rach Gia. Zlapalam busa (60 tys dongow, ale tylko dlatego ze parsknelam smiechem jak kierowca zarzucil stowe - zawsze zarzucaja stowe gdziekolwiek by sie nie jechalo. cwaniaki :) W busie luzy. Siedze za kierowca, a obok mnie chlopak od biletow i jego kolega. Znajomosc angielskiego skonczyla sie na pytaniu o imie. Oczywiscie chlopaki szlug za szlugiem. Jeden bierze od drugiego i w koncu drugi cos sie buntuje, z tego co wnioskuje. No to pierwszy siedzi obrazony. Szturcham go w ramie i czestuje papierosem. No i bariera pekla. Stalismy sie jak rowny z rownym :) he he. Poogladal moje przewodniki, pojezdzilismy palcem po mapiem, gdzie bylam i gdzie jade. Po ponad dwoch godzinach, gdzies w szczerym polu, podobno mam wysiadac. No ale ja wiedzialam ze moj przyjaciel mnie tak nie zostawi :) Laduje moj plecak na plecy, wysiada ze mna z busa, chwile czekamy - podjezdza drugi bus. Laduje mnie do drugiego, usmiecha sie i mowi "no money", a sam placi kierowcy za moj bilet.
Autobus dowozi mnie juz bezposrednio do Rach Gia. Do hotelu Phuong Huong mialam raptem 5 min drogi, ale taksowkarz upiera sie ze mnie podwiezie. A ze nie chcialam to mnie chociaz odprowadzil, na kazdej z dwoch przecznic pokazujac, gdzie musze skrecic. Pokoj za 100 tys wyposazony w telewizor. Dzialajacy. Z pakietem HBO.
Takiej zupy na kolacje to jeszcze nie mialam. Standardowa metoda ide tam, gdzie siedzi duzo wietnamczykow. Na niebie zaczyna sie ostro blyskac, wiec i ulice opustoszaly w 5 min. Zagladam ludziom do talerza i pokazuje co chce. Siadam na stolku i dostaje wielka miche zupy. Standardowo noodle, warzywa, kawalki ryby, chyba kurczaka ale i wielkie, brazowe prostokatne bryly. Kolega u ktorego wypatrzylam zupe tego nie mial, wiec pomyslalam ze musi byc pyszne skoro wyjadl to najpierw :) Hmmm...pachnialo watrobka, wygladalo jak ciemnobrazowa galareta, smakowalo jak zmielony pasztet, watroba i parowki w jednym czyli mozna sie tylko domyslac co tam jest.
Nie zdayzlam nawet zjesc, ale spadla taka ulewa, ze w 5 minut plynely ulice. Przeczekanie nie mialo wiekszego sensu, wiec do hotelu dostarlam przemoczona doszczednie. Wieczor zatem spedzilam z HBO i 8 Mila.
Can Tho