baner
Dzienniki / Chiny 2011 / Dzien 28

22.05.2011 - Szanghaj

Noc nie nalezala do najprzyjemniejszych. W moim dormie nie ma okna, jest goraco, wspolokatorzy bez krepacji wlaczaja swiatlo w srodku nocy lub chrapia zaciecie. Czasem jestem w szoku jak ludzie kompletnie nie przejmuja sie soba nawzajem. Ja tak nie potrafie, ale inni ... robia po prostu co chca. Wymuszalem sen do 9, o 10 bylem juz w recepcji i oddalwalem klucze. Pogoda dosc kiepska i w powietrzu czuc nadchodzacy deszcz. Na cale szczescie "otwieracz" jest dobrze widoczny, wiec plan jest jasny. Dobrze mi znana trasa smignelem do metra, a nastepnie linnia 2 na Luijazui. W metrze zauwazylem bardzo ciekawa sytuacje. Otoz okazuje sie ze kierowca metra wysiada na kazdej stacji i stojac na zewnatrz otwiera drzwi we wszyskich wagonach. Jak wszyscy wsiada kierowca zamyka drzwi i wsiada do srodka. W sumie dzieki temu na pewno nikogo nie przytnie, ale wyglada to dosc smiesznie. Jestem ciekaw czy w wawie tez to tak wyglada, bo moze jestem po prostu niedoinformowany.

Bylem niezle podekscytowany, poniewaz budynek jest mi znany z programu na Discovery Channel ktory ogladalem w Polszy. Do tego zanim zbudowali Burj Dubai, to wlasnie otwieracz mial najwyzszy tego typu punkt widokowy na swiecie. Pod Shanghai World Financial Center (tak fachowo nazywa sie budynek) sporo bialasow i cichociemnych chinczykow sprzedajacych zegarki. Moglem kupic 2 rolexy za 100rmb :). Na taras widokowy wchodzi sie osobnym wejsciem i nie da sie tam nie trafic bo wszystko jest elegancko oznakowane. Wejsciowka kosztuje 150rmb, teoretycznie mozna zaplacic mniej ale wtedy nie zobaczy sie widoku z najwyzszego 101 pietra. Oczywiscie cala obsluga mowi po angielsku - mowi to nie znaczy ze mozna ich zrozumiec. Po zakupieniu biletu idzie sie przez ciemne korytarze, oglada makiete centrum Szanghaju i oglada jakis film o budynku. Wszystko po to aby odpowiednio dawkowac zwiedzajacych, co by nie tloczyli sie w kolejkach przed winda.

. .

Pierwsza rzecz ktora mi sie spodobala to pomieszczenie w ktorym oczekuje sie na winde. Jest ciemno a na suficie wyswietla sie pietro na ktorym znajduje sie winda (a moze to predkosc?). Chinczyk z obslugi ktory opowiadal nam o windzie conajmniej trzy razy powiedzial "don't worry" czym spowodowal niepewnosc wsrod oczekujacych. Winda to kolejne "wow". Na suficie wyswietlaja sie kolka symulujace mijane kondygnacje, co w polaczeniu z dzwiekiem mijanych pieter robi calkiem niezle wrazenie. Droga na gore zajmuje doslownie chwile. Najpierw wjezdza sie na 97 pietro, z tamtad na 101, potem z powrotem na 97, a nastepnie na 94. Chyba nikogo nie zaskocze jak powiem ze widoki z gory robia wrazenie, a pietro 101 zdecydowanie rzadzi. Najwyzsza kondygnacja 101 to szczyt dziury, wiec spojrzenie przez gdzieniegdzie przeszklona podloge moze zmrozic krew w zylach. Jedyny minus to brudne szyby i odbijajace sie od nich swiatlo. Milosnicy zdjec idealnych beda zawiedzeni. Pietro 94 to cos w stylu hallu z kawiarenka i suwenirami. Ja takich atrakcji nie trawie, a w porownaniu do wyzszych pieter widoki mizerne. Nie marnowalem czasu i pomknelem winda na dol.

widok z dolu

.

widok z gory

. . . . . . .

Odchodzilem od budynku ogladajac sie co chwile do tylu. To dziwne ale czuje jakas nieuzasadniona sympatie do tego budynku. Pochodzilem troche po Pudong New Area. Poobserwowalem nowoczesne biurowce, wypasione apartamentowce i luksusowe samochody. Rozmarzylem sie o mega imprezie na tarasie jednego z super apartamentow i nawet nie zauwazylem kiedy dotarlem do Huangpo. Tu mozna przespacerowac sie deptakiem wsrod masy turystow i popatrzec sobie na Bund.

ostatni rzut oka do tylu

.

the Bund

. . . .

Na wlasciwa strone rzeki przeprawilem sie przy pomocy Bund Sightseeing Tunnel. Taka przyjemnosc kosztuje 45rmb i za te pieniadze nie dostaje sie nic ciekawego. Owszem wagoniki i cala konstrukcja tunelu dosc nowoczesne, owszem sa kolorowe swiatla zgrane z dzwiekiem, ale jezeli nie jestes dzieciakiem w wieku przedszkolnym to nie korzystaj z tej atrakcji. Do metra co prawda troche naokolo ale koszt zdecydowanie nizszy. Na Nanjing Road slubne szalenstwo, czyli wszyscy robia slubne foty. Przecisnelem sie przez zawsze tu obecny tlum i wsiadlem do metra kierujac sie w strone Jade Budha Temple. Linnia 1 przejechalem na Shanghai Train Station. Bylem juz nieco zmeczony, ale zdecydowalem sie isc z buta i pomoc sobie busem. Nie wiem jak to jest w tych Chinach, ale autobusy maja tu chyba nakaz skretu na kazdym skrzyzowaniu. Rozklady jazdy sa po chinsku, wiec jedyne co mozna zrobic to po prostu wsiasc do pojazdu ktory zdaje sie jechac we wlasciwa strone. Ja najpierw przejechalem troche we wlasciwym kierunku, zeby pozniej zostac wywiezionym zdecydowanie nie tam gdzie trzeba. Plus zamieszania byl taki, ze przeszedlem kawalek przez szanghajskie osiedle. Niby nowe ogarniete osiedle, a w zaulkach oczywiscie po chinsku :).

wagoniki Bund Sightseeing tunnel

. .

blokowicho

.

Do Jade Budha Temple dotarlem bezproblemowo, zaplacilem 20rmb za wstep i wszedlem do srodka odnalezc wewnetrzny spokoj. Kompleks jest niezle ogarniety. Kilka bogato zdobionych oltarzy, duzo dymu i turystow. Aby wejsc do Jade Budha Hall trzeba zaplacic dodatkowe 10rmb i schowac aparat bo zdjecia zakazane. Mimo wszystko pomieszczenie z Jade Budha robi wrazenie cisza i atmosfera relaksu. W kompleksie swiatynnym jest wszystko od hotelu, po odplatne budha services :). Same sklepy z buddyjskimi suwenirami i herbata zajmuja kilka sporych pomieszczen. Interes sie kreci. Pobuszowalem po sklepach z dewocjonaliami pod brama klasztoru i wszedlem w posiadanie zestawu kadzidel. Nie mieli obrazkow i plakatow zadnych fajnych, ani zyrandoli :(. Posilek oszamalem w przyklasztornej wegetarianskiej restauracji. Wystroj prawie ze luksusowy, a na sali siedzialem sam. Mimo wygladu lokalu ceny sa calkiem przystepne. Zaplacilem 16rmb za przepyszna zupe z masa grzybow i miesnymi kulkami wegetarianskimi (mieli tez wegetarianska szynke i ryby).

. . . . .

Powrot do metra to znow autobusowa gmatwanina. Wsiadlem w cos co na najblizszym skrzyzowaniu skrecilo i wywiozlo mnie kawal drogi. Przy dworcu zakupilem male conieco dla znajomych. Ciekawe czy przepuszcza mnie na Okeciu z kurzymi nozkami :). Chcialem skierowac sie na Yunan Garden i wpadlem na super pomysl aby pojechac troche naookolo zamiast 3 przesiadek zrobie 2. Plan byl niezly tylko nigdzie nie bylo napisane ze na South Shaanxi Road przesiasc bezposrednio moga tylko posiadacze "karty miejskiej". Trzeba bylo wyjsc, przejsc kawalek, kupic drugi bilet i wsiasc ponownie.

Na Yunan pada deszcz i jest zimno. Wszyscy poubierani cieplo, a ja oczywiscie sandalki, krotkie spodnie i koszulka. Dalem sie troche poniesc zakupowemu szalenstwu. Jadlem co mi w oko wpadlo, raz sushi, raz kraby w ciescie, oraz inne smakolyki. W drodze powrotnej na kwatere szukalem sklepu z alkiem (na prezent) i zmoklem przy tym niemilosiernie. Kupilem znajomemu cos co wsrod wielu niezrozumialych zygzakow oznaczone bylo miedzynarodowymi symbolami 52% i 500ml :). Na kwaterze przygotowalem sie do najdluzszej w swym zyciu drogi do pracy (metro - superszybki pociag - samolot1 - samolot2 - samochod - motocykl i jestem w pracy :)) i ruszylem do metra. Metrem dojechalem na Longyang Road, gdzie mozna sie przesiasc do Maglev. Przesiadka jest tak prosta, ze nie da sie nie trafic. W polsce tak by to pewnie skomplikowali ze nawet miejscowi by sie pogubili. Bilet to koszt 50rmb, a czas przejazdu na lotnisko to 8 minut :). Na peronie i w pociagu pustki. Rozwalilem sie jak panisko i delektowalem sie predkoscia. Maglev to pociag magnetyczny, ktory na tym krotkim odcinku rozwinal 300km/h. Najlepsze sa zakrety, bo pociag pochyla sie dosc mocno na boki.

Maglev

. . .

Na lotnisku bylem dosc wczesnie, bo 5,5h przed odlotem. Najgorsze bylo to ze nie bylo tu wifi, a ze wzgledu na godzine 99% knajp byla zamknieta. W zamykanym wlasnie sklepie kupilem moja ostatnia na tym wyjezdzie chinska zupke. Gdy 2,5h przed odlotem otworzyli odprawe bylem w siodmym niebie, a mozliwosc postania w kolejce okazala sie zbawieniem. Na strefie bezclowej zjadlem pyszna zupe z owocami morza i po raz kolejny rozpoczelem snucie sie po lotnisku.

Gdy w koncu doczekalem sie na boarding okazalo sie ze samolot jest chyba z poprzedniej epoki. Nie ma ekranow w zaglowkach, sa za to telewizory (pudla) przy suwicie, na ktorych wyswietlane sa marnej jakosci filmy. Ogolnie po samolocie widac ze czasy swietnosci ma juz za soba. To samo dotyczy zalogi ktora jest juz lekko podstarzala. Jak na radziecki samolot przystalo jestem obslugiwany przez Alexandra, Vladimira i Vladislava :). Jestem dosc zmeczony wrazeniami ostatnich dni, wiec przycielem komara jeszcze przed startem. Otworzylem oczy na chwile gdy podczas wznoszenia zgasly silniki, ale moglem kontynuowac drzemke gdy po chwili pilot postanowil ze jednak odpali je jeszcze raz. Praktycznie cala droga minela mi na spaniu. Budzilem sie tylko na posilki. Ze wzgledu na opoznienie w Szanghaju, na lotnisku Moskwie mialem tylko 1h by zlapac drugi samolot. Bylo troche nerwowki ale minelem dwie spore kolejki boczkiem i po kilkunastu minutach wchodzilem juz do kolejnego samolotu. Napis Okecie zawsze wywoluje usmiech na mej twarzy i tym razem nie bylo inaczej. Fajnie jezdzi sie po swiecie, ale nie ma to jak w Polszy. Godzine po wyladowaniu na lotnisku sciskalem sie juz z ... moim GS'em :), po dwoch godzinach bylem juz w pracy, a po trzech na pierwszym spotkaniu... ehh.

Czas na podsumowanie. Spedzilem miesiac robiac to co lubie. Zwiedzalem, poznawalem inna kulture, widzialem rzeczy ktorych sobie nawet wczesniej niewyobrazalem. Chiny to ogromny i zroznicowany kraj, w ktorym kazdy znajdzie to czego szuka w podrozach. Bylo fajnie ... ale. Nie moge powiedziec ze ten wyjazd powalil mnie na kolana. Moze to nie kwestia Chin tylko faktu ze poprzednie kraje ustawily wysoko poprzeczke, a moze kwestia tego ze azjatycki klimat nie jest mi obcy. Moze wynika to z faktu ze prawie z turystycznych szlakow zboczylem tylko nieznacznie, moze z tego ze bylem sam, a moze z 1000 innych czynnikow. Cieszy mnie fakt ze zaliczylem punkt obowiazkowy dla kazdego podroznika. Jestem dumny z siebie ze poradzilem sobie w wielu meczacych sytuacjach i nie poddalem sie pomimo problemow jezykowych. Dzieki temu wyjazdowi wiem, ze kolejnym razem pojade w mniej turystyczne miejsce :). Do nastepnego razu!

statystyka